tło

tło
tło

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 7



                                                             Przyjaciele
Po kolacji Clark kazał nam wstawić się naprzeciwko jego namiotu, podobno ma nam coś ważnego do powiedzenia. Clark się spóźniał dobre 15 min, czekaliśmy, rozmawialiśmy, zjawił się.
-Drodzy żołnierze, wasz nowicjat, został skrócony jutro mamy ostatni trening, sytuacja jest bardzo poważna. Dorośli mężczyźni, młodzież, kobiety zostaną powołane do wojska, potrzebujemy jak najwięcej jednostek. – powiedział Clark.
Sytuacja jest aż tak poważna, że grozi nam wojna. Co jeśli moi rodzice zostaną powołani do wojska? Co jeśli moje miasto będzie wyglądało jak ta łąka którą widać z klifu. Pusta.
-Lider waszego oddziału oraz wybrany przez niego pomocnik, poprowadzą szkolenie dla nowych, dostaniecie do opieki oddział młodzieży.- powiedział. – Liderze, kogo wybierasz do pomocy?
Jeśli taki dostaliśmy rozkaz nie miałam wyboru, oczywiście do swojej pomocy biorę Theo.
-Kapitanie zgłaszam iż chcę do pomocy Theo!- krzyknęłam
-Dobry wybór. –rzucił. – Jutro rano się tu zjawią, róbcie wszystko to co wy sami przeszliście. Po wszelką pomoc, przychodźcie do mnie.
Wróciliśmy do swojego namiotu, rozmawiałam dużo z Theo o tym wyborze, dodawał mi otuchy, że damy rade, że to tylko na wszelki wypadek. Wojna nie wybuchnie powtarzał. Rozmawialiśmy całą noc, zasnęliśmy na stojąco. Zaraz o 5.00 wstaliśmy praktycznie w tym samym momencie, wyszliśmy z namiotu się przygotować. Przybyli.
-Oddział w szeregu zbiórka!- rozkazał Theo.
Stanęli w rzędzie, przejechałam wzrokiem po każdy, ostatnia czwórka to nasi przyjaciele: Nathan Jennifer, Natalie i Will. Theo też ich zauważył, oni też nas poznali.
-Witamy w wojsku! Od dziś będziemy waszymi kapitanami, ja jestem Jane, a to jest Theo.- przedstawiłam.- Z wszelkimi problemami proszę się zgłaszać do nas, teraz każdy po kolei niech powie swoje imię.
Rozbolała mnie głowa, Theo zabrał ich na bieg, powiedział żebym została i położyła się. Byłam mu wdzięczna za to, że tak o mnie dba. Niczym wrócili, poszłam do Clarka, zapytać gdzie będą spali.
-Serwus Clark!- przywitałam się. – Mam małe pytanie dotyczące nowych, gdzie oni będą spali?
-O zapomniałem wam przekazać.- uśmiechnął się do mnie.- Ty i Theo macie osobny a reszta jest w tamtym, chyba wam to nie przeszkadza?
-skądże, dzięki- rzuciłam i pomachałam ręką na pożegnanie.
Wrócili po biegu, Theo odesłał ich na kolacje, i przyszedł do mnie.
-Hej, gdzie idziesz? – zapytał.
-Idę przekazać nowicjuszom, że idą do naszego namiotu. My mamy własny Theo.- opowiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Świetnie, mnie to nie przeszkadza, idę po swoje rzeczy i pod prysznic.- powiedział Theo
-Rozmawiałeś z nimi?- zapytałam. – Chyba wiesz o kogo mi chodzi.
-Wiem, biegłem na przodzie oni byli z tyłu nie miałem kiedy.- odpowiedział.
-Rozumiem, dobra biegnij pod prysznic. – uśmiechnęłam się.
-Na razie. – rzucił.
Pobiegł po rzeczy do namiotu, ja ruszyłam na jadalnie. Gdy weszłam oni akurat skończyli posiłek. Widzę po ich twarzach, że są przerażeni. Przez moje pierwsze dni, też tak wyglądałam. Nowe miejsce, nie wiadomo co się dzieje.
- Chodźcie za mną! – krzyknęłam i machnęłam ręką.
Zaprowadziłam ich do namiotu i pokazałam łóżka.
-Gdzie można tutaj wziąć prysznic? – zapytała jedna dziewczyna z nowych.
Pokazałam palcem barak obok jadalni. Życzyłam im dobrej nocy i podreptałam do mojego namiotu. Weszłam po cichu, na wejściu zobaczyłam że Theo już śpi, przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Zasnęłam bardzo szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz