tło

tło
tło

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 4



                                                         Lider oddziału
Po wielu dniach udało mi się spokojnie zasnąć, gdy nagle obudził mnie wrzask mężczyzny. Jeden z nowicjuszy wpadł do namiotu krzycząc:
-Ludzie pomóżcie. sam nie dam rady!
Ubrałam buty i kurtkę, przez ostatnie kilka dni napadało dużo śniegu. Powietrze było bardzo ostre. Na śniegu widzę plamy krwi, na ziemi leży człowiek rzuca się z bólu. Podbiegam i zauważam że to Theo.
-Jane, dostałem!!! Pomóż- wykrzyczał  w łzach.
-Chłopaki weście go na ręce i zanieście do namiotu, niech ktoś pobiegnie po Clarka!- rozkazałam.- Rozkazałam.
Położyli go na łóżko wył z bólu i trzymał się uda. Clarka jeszcze nie było, za ten czas zrobiłam mu opaskę uciskową i wstrzyknęłam zastrzyk przeciwbólowy. Zasnął.  Spał kilka godzin, jeszcze niczym odpłynął usłyszałam ciche :
-Dziękuje.
Do namiotu wpadł Clark.
- Jane wiemy wszystko. Na klifie Monteron był snajper. Wiemy, że nie chciał go zabić tylko nas przestraszyć. Dowództwo się tym zajmuje, dziękuje za pomoc. Gratuluje. Powiedział.
Po tych słowach wyszedł, byłam już pewna tego co będzie. Po 2-3 godzinach Theo się obudził, uśmiechał się do mnie radośnie, jak gdyby nigdy nic.
-Jane jesteś wspaniała!-wyszeptał.
Czułam palące się policzki. Patrzył mi prosto w oczy, był szczery. Zawsze mi pod tym względem imponował.
-Ty byś zrobił to samo.- uśmiechnęłam się do niego.
- Jane, zawsze bałem się powiedzieć ci że… -przerwał.
- Że co?
- Jesteś piękna.-szepnął
Zamarłam  moje policzki znów zaczęły płonąć.
-Odpoczywaj.
Wychodząc pocałowałam go w policzek, uśmiechnął się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz