Wrócisz prawda?
Siedziałam
przez dobrą chwilę, myśląc o tym jak powiedzieć bliskim, że chcę zapobiec
wojnie i że mogę nie wrócić. Nie znalazłam tych słów, będę improwizować.
Najbliżej był Will od niego zaczęłam. Już od kilku dni wygląda tak samo,
czasami zmieniamy mu pozycje, żeby nie miał odleżyn. Leży, nie rusza się, ma
otwarte oczy.
-Serwus
Will! – przywitałam się.
-Cześć. –
odparł.
-Słuchaj,
jutro Theo, Alex i ja idziemy w sprawie pokojowej do ludzi którzy nas
zaatakowali. – powiedziałam. – Chciałam się z tobą pożegnać, w razie gdybym nie
wróciła.
-Chyba sobie
ze mnie jaja robisz?! – powiedział.
-Nie, mówię
poważnie, odkąd tu trafiłam, ani razu nie opowiedziałam dowcipu. –
powiedziałam.
-Nie chcę
żebyś tam szła. - wyszeptał.
-Akurat, nie
masz nic do gadanie. – odparłam.
-Wrócisz
prawda? – zapytał.
-Mam
nadzieję. – powiedziałam i poszłam dalej głosić tą tragiczną dla moich bliskich
wiadomość.
Może nie
powinnam dobijać teraz rodziców? Stracili kilka dni temu córkę, a teraz
przyjdzie druga i powie, że idzie ratować świat i może nie wrócić. Załamią się,
powiem to inaczej. Mama, opatrywała kolejnych pacjentów, tata rozmawiał z
jakimś chorym mężczyznom. Nie chciałam im przeszkadzać, ale mama mnie zauważyła
i sama podeszła.
-Widzę po
twojej minie, że coś się stało. – powiedziała. – Jane co jest?
-Mamo, to
ciężka sprawa. – zaczęłam. – Jutro rano wyruszam do miasta które nas
zaatakowało, będzie ze mną Alex i Theo.
-Jane,
jesteś pełnoletnia, ja nie mogę ci tego zabronić ale…proszę nie idź. –
powiedziała.
-Mamo, Alex
zapewniał nas wszystkich, że oni chcą tak samo pokoju jak my, zaatakowali nas
ze strachu. – odparłam. – Nie przekonasz mnie.
-Dobrze, rozumiem,
tylko zrób wszystko żeby wrócić, błagam cię. – poprosiła przez łzy. Przytuliłam
ją.
-Wrócę,
obiecuję. – powiedziałam.
Zdaje sobie sprawę
z tego jak moja mama się teraz czuje. Muszę wrócić, choćby nie wiem co.
-Kiedy
wyruszacie? – zapytała.
-Jutro rano.
– odparłam.
Kciukiem
przejechała mi po czele, robiąc znak krzyża. Gdy to zrobiła przytknęłam moje
czoło do jej czoła. Staliśmy tak chwilkę, płakałam tak samo jak ona.
-Mamo będzie
dobrze. –powiedziałam odchodząc.
Nikomu
więcej nie chcę tego mówić, dość. Wracałam przez piwnice Alexa, nie był sam.
Był z nim Clark.
-Serwus
Jane! – przywitał się Alex. – Clark przyszedł powiedzieć mi, że idzie z nami.
-Dobrze. –
nie wiem co mu powiedzieć, rozumiem dlaczego chce iść, rozumiem. Brak pokoju
zabił mu miłość.
Usiadłam na
krześle, które było postawione obok Alexa, rozmawialiśmy o naszych miastach.
Opowiadaliśmy sobie nawzajem żarty, śmialiśmy się. Alex naprawdę jest inny.
-Panowie, to
jutro o 6.00 rano spotykamy się tutaj i ruszamy! – powiedziałam.
-Zgadza się,
podobno jakaś eskorta, w postaci samolotów ma nam towarzyszyć. – powiedział
Alex.
-Tak, Walter
mówił coś o eskorcie. – odparłam.
Do
pomieszczenia wszedł Theo, z mapą w ręku. Rozłożył ją na stoliku i zaznaczył 2
punkty.
-Właśnie
wróciłem od Waltera, dostaniemy motory, przez jakieś 3 km pojedziemy na nich.
Potem jest bardzo gęsty las, więc będziemy musieli zostawić motory i iść
pieszo. – wytłumaczył. Pokazał punkt na mapie i zapytał. – Alex czy tu jest
jakaś brama?
- Do miasta
jest kilka bram, ta którą pokazujesz, jest najbezpieczniejsza. – powiedział Alex.
- No to mamy
wszystko ustalone.- powiedział Clark.
-Wszystko w
naszych rękach. – powiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz