tło

tło
tło

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 20



                                                             Wrócisz prawda?
Siedziałam przez dobrą chwilę, myśląc o tym jak powiedzieć bliskim, że chcę zapobiec wojnie i że mogę nie wrócić. Nie znalazłam tych słów, będę improwizować. Najbliżej był Will od niego zaczęłam. Już od kilku dni wygląda tak samo, czasami zmieniamy mu pozycje, żeby nie miał odleżyn. Leży, nie rusza się, ma otwarte oczy.
-Serwus Will! – przywitałam się.
-Cześć. – odparł.
-Słuchaj, jutro Theo, Alex i ja idziemy w sprawie pokojowej do ludzi którzy nas zaatakowali. – powiedziałam. – Chciałam się z tobą pożegnać, w razie gdybym nie wróciła.
-Chyba sobie ze mnie jaja robisz?! – powiedział.
-Nie, mówię poważnie, odkąd tu trafiłam, ani razu nie opowiedziałam dowcipu. – powiedziałam.
-Nie chcę żebyś tam szła. - wyszeptał.
-Akurat, nie masz nic do gadanie. – odparłam.
-Wrócisz prawda? – zapytał.
-Mam nadzieję. – powiedziałam i poszłam dalej głosić tą tragiczną dla moich bliskich wiadomość.
Może nie powinnam dobijać teraz rodziców? Stracili kilka dni temu córkę, a teraz przyjdzie druga i powie, że idzie ratować świat i może nie wrócić. Załamią się, powiem to inaczej. Mama, opatrywała kolejnych pacjentów, tata rozmawiał z jakimś chorym mężczyznom. Nie chciałam im przeszkadzać, ale mama mnie zauważyła i sama podeszła.
-Widzę po twojej minie, że coś się stało. – powiedziała. – Jane co jest?
-Mamo, to ciężka sprawa. – zaczęłam. – Jutro rano wyruszam do miasta które nas zaatakowało, będzie ze mną Alex i Theo.
-Jane, jesteś pełnoletnia, ja nie mogę ci tego zabronić ale…proszę nie idź. – powiedziała.
-Mamo, Alex zapewniał nas wszystkich, że oni chcą tak samo pokoju jak my, zaatakowali nas ze strachu. – odparłam. – Nie przekonasz mnie.
-Dobrze, rozumiem, tylko zrób wszystko żeby wrócić, błagam cię. – poprosiła przez łzy. Przytuliłam ją.
-Wrócę, obiecuję. – powiedziałam.
Zdaje sobie sprawę z tego jak moja mama się teraz czuje. Muszę wrócić, choćby nie wiem co.
-Kiedy wyruszacie? – zapytała.
-Jutro rano. – odparłam.
Kciukiem przejechała mi po czele, robiąc znak krzyża. Gdy to zrobiła przytknęłam moje czoło do jej czoła. Staliśmy tak chwilkę, płakałam tak samo jak ona.
-Mamo będzie dobrze. –powiedziałam odchodząc.
Nikomu więcej nie chcę tego mówić, dość. Wracałam przez piwnice Alexa, nie był sam. Był z nim Clark.
-Serwus Jane! – przywitał się Alex. – Clark przyszedł powiedzieć mi, że idzie z nami.
-Dobrze. – nie wiem co mu powiedzieć, rozumiem dlaczego chce iść, rozumiem. Brak pokoju zabił mu miłość.
Usiadłam na krześle, które było postawione obok Alexa, rozmawialiśmy o naszych miastach. Opowiadaliśmy sobie nawzajem żarty, śmialiśmy się. Alex naprawdę jest inny.
-Panowie, to jutro o 6.00 rano spotykamy się tutaj i ruszamy! – powiedziałam.
-Zgadza się, podobno jakaś eskorta, w postaci samolotów ma nam towarzyszyć. – powiedział Alex.
-Tak, Walter mówił coś o eskorcie. – odparłam.
Do pomieszczenia wszedł Theo, z mapą w ręku. Rozłożył ją na stoliku i zaznaczył 2 punkty.
-Właśnie wróciłem od Waltera, dostaniemy motory, przez jakieś 3 km pojedziemy na nich. Potem jest bardzo gęsty las, więc będziemy musieli zostawić motory i iść pieszo. – wytłumaczył. Pokazał punkt na mapie i zapytał. – Alex czy tu jest jakaś brama?
- Do miasta jest kilka bram, ta którą pokazujesz, jest najbezpieczniejsza. – powiedział Alex.
- No to mamy wszystko ustalone.- powiedział Clark.
-Wszystko w naszych rękach. – powiedziałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz