tło

tło
tło

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 61



Chusteczka

Rozmawialiśmy z Ianem jeszcze chwile, potem wrócił do oddziału miał jakieś zadanie do wykonania. Wstałam z łóżka i podreptałam do kuchni. Theo siedział przy stole wcinając kanapkę i czytając gazetę.
-Fajny ten Ian co? – powiedział nie odrywając wzroku od czasopisma.
Nie odpowiedziałam.
Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam szynkę. Theo wstał od stołu i zamknął mi przed nosem drzwiczki. Popatrzyłam na niego zbulwersowana.
-O co ci chodzi? – zapytałam, odkładając pudełko z mięsem na stół.
- Wiesz co… - zaczął. – Przeżyliśmy wiele chwil, dobrych, złych, nie ważne. Przeżyliśmy je razem, gdy wszystko było nie tak, my nadal byliśmy razem i darzyliśmy się uczuciem. Zakochałem się w tobie na dobre, ale mam wrażenie, że bez wzajemności Jane.
Nie chciałam dalej tego słuchać. Już miał otwierać usta, żeby mówić dalej ale przerwałam mu pocałunkiem. Namiętnym pocałunkiem. Wcale nie zrobiłam tego, żeby dał mi spokój. Sama też upewniłam się w moich uczuciach, kocham jego i tylko jego. Nic nie jest w stanie nas rozłączyć, nawet my sami.
-Nadal masz wątpliwości? – zapytałam, uśmiechając się do niego.
-Teraz już nie – odwzajemnił uśmiech.
Podskoczyłam i moje nogi objęły go w pasie. Podrzucił mnie i przywarł do ściany, całowaliśmy się.
Siedzieliśmy wtuleni na kanapie, wschodziło słońce.
-Mam dużo pracy… - zaczęłam. – Może pojedziesz ze mną, bo będę musiała zostać na noc w obozie.
-Prezydent mnie dzisiaj potrzebuje. – odparł. – Uważaj na siebie. Proszę. – powiedział, całując mnie w czoło.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam mundur i wyszłam z domu. Coś czuję, że będzie dzisiaj ostro grzało. Jest środek lata, bezchmurne niebo, upał murowany. Wsiadłam na motor i popędziłam w stronę obozu. Brama była otwarta, wjechałam do środka, zaparkowałam motor i poszłam na jadalnie. Wiem, że pod moją nieobecność, oddziałem zajmował się James, więc nic nie zostało zaniedbane. Miałam racje, wszyscy są na śniadaniu, również Ian. Usiałam obok niego, trącając go ramieniem, jak kumpla. Ian się zaśmiał i lekko mi oddał.
-Dziękuje za opiekę. – powiedziałam.
-To mój obowiązek generale. – odparł grzebiąc widelcem w talerzu.

Minął cały dzień ćwiczeń, siłownia, biegi, strzelnica, odpoczynek. Oprócz wydawania rozkazów praktycznie nic nie robiłam, we wszystkim wyręczał mnie James. Stałam tylko i pokazywałam palcem. Zapadł zmrok, dostałam namiot niedaleko budynku dowództwa. Przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Zarwałam ostatnią noc, więc zasnęłam bez problemu.
W środku nocy obudziły mnie rozmowy i kroki, ciężkie, ociężałe kroki. Gdy otworzyłam oczy miałam nad sobą kobietę, w ręku trzymała chusteczkę, patrzyła na mnie, z szyderczym uśmiechem.
-Dobranoc Generale… - zaśmiała się.
Nie zdążyłam się bronić, chusteczka którą trzymała była przy moich ustach. Była na niej pomarańczowa substancja, gdy tylko dała mi ją pod twarz, zakręciło mi się w głowie i zapadłam w głęboki sen.

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 60



Mimo wszystko
Siedzieliśmy wtuleni a wokół nas było pełno ludzi. W końcu się odsunęłam i wstałam, już nie czułam bólu w płucach, jednak bolała mnie głowa. Ian stał oparty o filar, miał skrzyżowane ręce i to swoje tajemnicze spojrzenie. Otrzepałam spodnie i chciałam podejść i podziękować Ianowi ale coś mnie uprzedziło.
-Słaby początek generale. – krzyknął chłopak który od początku jest dla mnie nie miły.
Widzę po minie Iana, że jest bardzo zdenerwowany, w końcu spuścił wzrok i uśmiechnął się pod nosem. Akcja była szybka ledwo zdążyłam zamrugać jak Ian był już obok tamtego chłopaka. Stali blisko patrzyli sobie w oczy, w pewnym momencie wziął zamach i uderzył go z zamkniętej pięści. Leżał i trzymał się za policzek.
-Tak kończy ktoś kto obraża generała. – powiedział.
-Uspokój się, zakochałeś się, że tak stajesz w jej obronie?! To mięczak!
Ian zacisnął zęby i wymierzył cios, trafił w podbródek, chłopak stracił przytomność.
-Przepraszam Jane, poniosło mnie. – zwrócił się do mnie i wyszedł. Byłam oparta o Theo, wzrokiem dałam mu znak, że chcę już stąd iść.
-Kazałem podstawić auto,  zabieram cię do domu. – powiedział Theo.
Wyszliśmy z jadalni, faktycznie czekało na nas auto, usiadłam na fotelu i samochód ruszył.
-Powiedz mi co tam się właściwie stało? – zapytał Theo, splatając nasze dłonie.
-Sama nie wiem. Stałam pod ścianą czekając, aż zjedzą. Przypomniała mi się Ellie i mama. Każda myśl ciągnie za sobą drugą i tak znów miałam przed oczami nóż wbity w serce Alexa. Poczułam okropny ból w płucach i upadłam na ziemię.
Przyciągnął mnie do siebie i objął, opiekuńczo, czule. Położyłam głowę na jego piersi.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – wyszeptał.
-Kocham cię…
Pocałował mnie w dolną wargę i tak wtuleni w siebie dojechaliśmy do domu. Od razu rzuciłam się na łóżko, nie miałam siły na prysznic. Zasnęłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi to Theo.
-Obudziłem cię? – zapytał uśmiechając się do mnie.
-Tak. – powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
-Masz gościa. – powiedział i się odsunął.
Do pokoju wszedł Ian, z poważną miną, ale mimo wszystko jego kącik ust na chwile powędrował do góry.
-Jak mnie znalazłeś? – zapytałam.
-Jechałem za wami. – odparł, pokazując w uśmiechu białe zęby.
Wpatrywaliśmy w siebie,  chciałam napatrzeć się w te jego piękne oczy.
-Masz jakąś sprawę? Czy przyszedłeś tak sobie posiedzieć? – zapytałam wykrzywiając usta w uśmiech.
-Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. Kilka lat temu związałem się z dziewczyną, była do ciebie bardzo podobna, kochałem ją jak głupi. Robiłem dla niej wszystko. Wiesz, że to dla niej przystąpiłem do wojska? Kilka miesięcy po tym jak wyznałem jej miłość, ona odeszła. Obudziłem się a jej nie było. Na początku byłem przerażony, ale potem zrozumiałem. Wykorzystała mnie. Mimo tego co mi zrobiła ja mimo wszystko nadal ją kocham i szukam.
Milczeliśmy przez chwilę.
-Jesteś moją nadzieją. Chcę o niej zapomnieć rozumiesz?! Musisz mi pomóc Jane.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 59



Wybierz
Uchyliłam oczy, byłam w tym samym miejscu. Światło było przygaszone, więc nie raziło mnie już tak. Nade mną było pełno ludzi, otaczali mnie a ja nie widziałam ich twarzy. Czułam dotyk czole, ręce, dotyk który mnie uspokajał, mówił mi, że wszystko wróci do normy.
Gdy straciłam przytomność miałam sen, w sumie straszny sen. Śniło mi się, że jestem w lesie, na polanie na której byliśmy razem z Theo na pierwszej randce. Byłam sama, stałam patrząc na świeżą, zieloną trawę która dorastała mi do kolan. Usłyszałam kroki po mojej prawej. Odwróciłam się. Zza drzewa wyszedł Theo, z tym swoim uśmieszkiem spoglądał na mnie. Zrobił kilka kroków i stanął, byliśmy daleko od siebie. Po mojej drugiej stronie znów usłyszałam kroki. Odwróciłam się gwałtownie. Nic nie dostrzegłam, myślałam, że to może zając, albo jakieś inne zwierzę. Ale w pewnym momencie ukazał mi się Jason, z tymi swoimi lokami, które opadały mu na twarz. Zrobił to samo co Theo, kilka kroków i stanął. Po raz trzeci usłyszałam  kroki, naprzeciw mnie, czujne, powolne kroki. Widok zasłaniało mi drzewo, ale w pewnym momencie wyszedł zza niego Ian. Poważna mina, która jednak wyglądała przyjaźnie, jego kasztanowe włosy wyglądały w tym świetle pięknie, jego niesamowite oczy spoglądały na mnie jak na rzecz którą bardzo pragną, tak bardzo, że jest w stanie zabić. Przez głowę przeszła mi myśl ucieczki. Odwrócić się napięcie i uciec. Z jeden strony Theo, mieszkamy razem, kocha mnie całym sobą, ufa mi. Z drugiej strony Jason, czuły, niesamowity, przystojny, szczery. Z trzeciej, Ian, silny, tajemniczy, piękny, delikatny, opiekuńczy.
-Wybierz. – usłyszałam głos. Który nie był wypowiedziany ani przez chłopaków ani przeze mnie. Głos w mojej głowie.
Jak to mam wybrać? Co to w ogóle znaczy? Strata każdego z nich będzie dla mnie ciosem, tak wielkim, że nie wiem czy to wytrzymam. Theo, jesteśmy razem, przeżywamy fantastyczne chwile. Jason, chłopak który pokazał mi co to znaczy miłość bez wzajemności, czułam jego ból. Ian, mało się znamy a mimo to ma w sobie coś… sama nie wiem jak to nazwać.
Moje serce, podzielone na trzy części. Upadam na kolana,  nadal przenosząc wzrok jednego na drugiego. Zamykam oczy, oddycham głęboko. Budzę się. Koniec, tak nigdy się nie stanie.
Widzę już wyraźnie, mam nad sobą tatę, i Theo. Pewnie sprowadzili ich tutaj, i dobrze. Znów czuję opuszki palców na policzku, palców Theo. To o czym marzyłam, przez ostatnie godziny. Brakuje jego ust dotykających moich warg.
-Theo…- wyszeptałam.
Nachylił się nade mną, spojrzał na mnie troskliwym spojrzeniem.
-Pocałuj mnie, proszę.
Nachylił się jeszcze bliżej, delikatnie chwycił mnie za kark. Zamknęłam oczy, rozchyliłam usta i czekałam. W końcu. Zaczął od kącika ust i powoli przesuwał się ku środkowi, był delikatny, czuły. W każdym muśnięciu jego ust, czułam jak próbuje mi przekazać, jak bardzo mnie kocha. Znalazłam trochę sił, żeby moja dłoń zanurkowała w jego włosach, przyciągnęłam go bliżej. Całowaliśmy się ile chcieliśmy, żaden z nasz nie zamierzał się powstrzymywać od tej przyjemności.

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 58



Zaufaj mi
Obserwowałam jak każdy po kolei strzela w kartonową podobiznę człowieka. Ten oddział jest bardzo dobrze wyszkolony, większa część trafia w sam środek celu. Chyba już wiem dlaczego przydzielono mnie tutaj. Po prostu nie ma tutaj nic do roboty, oprócz wypełniania harmonogramu. Jednak, na razie mi się tutaj bardzo podoba, i wcale nie mam zamiaru się wycofywać. James stał obok mnie, jednak nie patrzył się jak nasz oddział trenuje, cały czas patrzył na mnie, nie odrywając wzroku. Widziałam to, jednak nie chciałam, żeby nasze spojrzenia się spotkały. Bardzo mnie to zaciekawiło, dlaczego, aż tak głęboko się we mnie wpatruje.
-Ok, chodźcie na obiad. – powiedziałam gdy ostatnia piątka wykorzystała swoją amunicję.
Jadalnia była kilka razy większa niż w naszym obozie. Wiem, że Theo czeka na mnie z kolacją, więc nie zjadłam dużo. W sumie to ciekawi mnie co teraz robi, pewnie poszedł odwiedzić Luka w szpitalu, albo powygłupiać się na mieście, czyli to co on lubi. Oparłam się o ścianę i czekałam, aż oddział zje. Po kryjomu wpatrywałam się w Iana, prawie nic nie zjadł, może żałuje, że mi powiedział. Po tej krótkiej rozmowie, widzę, że jest niesamowitym człowiekiem. Wiele przeszedł, podziwiam go. Zaraz po tym przypomniała mi się mama i Ellie. Boże jak ja ich teraz potrzebuję, dlaczego to się tak potoczyło. I znów napływa mnie fala gniewu wobec Alexa. Każda myśl ciągnie za sobą następną i znów mam przed oczami obraz jak leży na trawie z nożem wbitym w serce. Zgięłam się w poł, dotykając rękami nóg. Poczułam ogromny ból w płucach, czułam jakby zaraz miały mi się spalić. Od razu rzucił się do mnie James próbując dowiedzieć się co się stało. Nie mam pojęcia skąd ten ból, wcześniej czułam się dobrze. Schylając się, podwinęła mi się koszulka. W pewnym momencie poczułam czyiś dotyk, delikatny jak aksamit. Upadłam na ziemię, kręciło mi się w głowie, widziałam nade mną Iana, przestraszonego, tak samo jak ja. Byłam w takim stanie, że praktycznie nie wiedziałam co się dzieje. Słyszałam powtarzający się głos wypowiedziany przez Iana.
-Zaufaj mi…
Zamknęłam oczy, marząc, żeby jakąś magiczną mocą znaleźć się teraz w łóżku u boku Theo. Poczuć dotyk jego ust, opuszki jego palców na moim policzku. Dotknąć jego włosów. Teraz. Błagam.
Zasnęłam.
Obudziło mnie trzęsienie o ramię. Uchyliłam oczy, światło mnie raziło, jednak widziałam zarys człowieka. Stał nade mną uśmiechał się, powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Zaufałam mu. Ian.
W jednym momencie, straciłam czucie na swoim ciele, nie czułam bólu, ani kończyn. Czułam tylko jego dotyk na ręce. Dotyk anioła stróża, który cały czas jest przy mnie.
-Zabierz mnie stąd. – wyszeptałam.