Atak
Zasnęłam w
ramionach Theo. Rano chciałam iść do drugiej piwnicy, do mamy, do Ellie. Byłam
już ubrana, wyszłam i szybko pobiegłam do wejścia do drugiego schronu. Leżało
tam kilka osób przykrytych kocem, osoby które umarły. Zauważam mamę, siedzi,
kolana ma objęte, rękoma i płacze. Coś się stało. Podbiegłam do niej i
zapytałam:
-Mamo co
jest!?
-Ellie…
Nie
dokończyła a ja już rzuciłam się zobaczyć czy, Ellie nie jest jedną z tych
sztywnych osób leżących nieruchomo i przykrytych kocem. Odkrywam koc. Widzę
Ellie bladą, zimną. Nie żyje. Nie napływa do mnie rozpacz, tylko gniew mam
ochotę kogoś dotkliwie pobić, mimo postrzelonej ręki. Wyszłam ze schronu,
zawołałam Theo, opowiedziałam mu o wszystkim. Razem poszliśmy do Jasona, przesłuchiwał
snajpera.
-Jason,
kapitan Ellie nie żyje. – powiedziałam. Jason złapał się za głowę. Kopnął w
krzesło tak, że uderzyło o kraty z hukiem który czułam na całym ciele.
- Chodźcie!
– rozkazał.
Poszliśmy do
baraku dowództwa, za biurkiem siedział Walter. Zaniepokojony całą tą sytuacją.
-Walter!
Koniec tego, czas na nasz ruch! – powiedział rozwścieczony Jason.
-Cholera, co
się stało?! – zapytał.
-Kapitan
Ellie Adams nie żyje! Tego już za wiele. Kto będzie następny? Ty? Ja? Musimy
coś zrobić – odpowiedział Jason.
-Ehhh wiem
że coś musimy zrobić tylko co?! – powiedział.
-To samo co
oni, mamy rakiety z dużym zasięgiem, jeśli strzelimy celnie stąd, dolecą do ich
miasta, będzie bezpieczniej. – Zaproponował Theo.
-Tak to
dobry pomysł, najpierw trzeba wysłać zwiad z aparatami, żeby dobrze wycelować
na sam środek tego ich zakichanego miasta! – krzyknął Jason.
Walter
wstał, podszedł do mnie, uścisnął mi rękę i powiedział:
-Przykro mi
z powodu siostry Jane.
-Zróbmy coś żeby pożałowali tego ruchu! –
odpowiedziałam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz