Koszmar na jawie
Około
godziny 20.00 wróciłam do namiotu, Theo jeszcze nie było. Przebrałam się i
położyłam się spać. Śnił mi się potworny koszmar. Wojna. Wielkie samoloty, było
ich kilkadziesiąt, przeleciały nad miastem. Ludzie chowali się w wykopanych
piwnicach. Zrzucali bomby, gaz łzawiący, przy parku zrzucili koktajl mołotowa.
Cały las z parku spłonął . Z miasta prawie nic nie zostało.
Obudziłam się w środku nocy, cała spocona, ze łzami w oczach. Obudziłam
krzykiem Theo, przerażony zerwał się z łóżka. Przeskoczył na moje łóżko objął
mnie i powiedział:
-Już dobrze
Jane, to tylko sen. – wyszeptał mi do ucha.
Uspokoiłam
się w jego ramionach, ale nie zasnęłam, byłam
zbyt pobudzona snem. Ubrałam się i siedziałam na łóżku, Theo zrobił to
samo, chciał dotrzymać mi towarzystwa.
-Boisz się?
–zapytałam.
-Czego?
–odpowiedział.
-Wojny. –
rzuciłam. – To co dzisiaj mi się śniło było straszne.
-To tylko
sen, będzie dobrze zobaczysz. Pójdę rano do Jasona i powiem, żeby wysłał zwiad.
– uspokoił mnie.
- Jutro
pójdę z oddziałem do hangaru, Clark prosił o pomoc przy noszeniu czegoś tam. –
powiedziałam.
-Aha, możesz
zaprowadzić oddział i wrócić. – zaproponował.
-Nie, dobrze
mi zrobi praca, dawno nic pożytecznego tu nie zrobiłam. – powiedziałam.
-Jak chcesz,
ja jutro muszę jechać do obozu czwartego, odebrać raport. – zameldował.
-Uważaj na
siebie. – powiedziałam.
On się tylko
uśmiechnął objął mnie ramieniem i mocno przytulił, siedzieliśmy wtuleni. Sami
siebie ogrzewaliśmy. Wzeszło słońce, wyszliśmy z namiotu, Theo wsiadł na motor
i pojechał w stronę baraku dowództwa. Poszłam obudzić oddział. Weszłam do
namiotu, wszyscy spali.
-Wstawać i
na śniadanie, za 20 minut widzimy się koło hangaru. – rozkazałam.
Nie chcę nic
jeść, ale poszłam na jadalnie wypiłam kawę, wsiadłam na motor i pojechałam pod
hangar.
-Dzień
dobry! – powiedziałam do mężczyzny który kilka dni temu dał nam motory.
-Serwus!
Kapitan Jane tak? Dzisiaj twój oddział ma nosić amunicje do schronu. –
powiedział patrząc na rozpiskę.
-Zgadza się.
– opowiedziałam, oddział stał już za moimi plecami.
Mężczyzna
machnął ręką, żebyśmy poszli za nim. Ruszyliśmy w głąb hangaru. Naszym oczom
ukazały się wielkie auta, oraz palety na których były skrzynki.
-Macie
załadować te skrzynki na auta. – powiedział, pokazując palcem.
Zaczęliśmy
pracować, ja stałam na aucie, odbierałam skrzynki i układałam. Pracowaliśmy
tylko z przerwami na wodę.
Rozległ się huk. Do hangaru wpadł mężczyzna krzycząc:
-Szybko!!!
Do piwnic!
Zeskoczyłam
z ciężarówki i wybiegłam z hangaru. Niebo było czarne od samolotów. Obok obozu
uderzyła bomba, ziemia była w powietrzu. Mój sen się spełnia. Czy to oznacza
wojnę? Zbiegliśmy do piwnic, policzyłam czy z oddziału są wszyscy. Will, nie ma
Willa! Nie mogę pozwolić na to, aby mój przyjaciel zginął! Wybiegłam z piwnicy,
muszę go znaleźć, właśnie wybiegł z hangaru. Zrobiłam krok, kilka metrów ode
mnie zrzucono bombę, oprócz utraty równowagi nic mi nie było. Will nie miał tyle
szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz