tło

tło
tło

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 13



                                                        Koszmar na jawie
Około godziny 20.00 wróciłam do namiotu, Theo jeszcze nie było. Przebrałam się i położyłam się spać. Śnił mi się potworny koszmar. Wojna. Wielkie samoloty, było ich kilkadziesiąt, przeleciały nad miastem. Ludzie chowali się w wykopanych piwnicach. Zrzucali bomby, gaz łzawiący, przy parku zrzucili koktajl mołotowa. Cały las z parku spłonął . Z miasta prawie nic nie zostało.                                           Obudziłam się w środku nocy, cała spocona, ze łzami w oczach. Obudziłam krzykiem Theo, przerażony zerwał się z łóżka. Przeskoczył na moje łóżko objął mnie i powiedział:
-Już dobrze Jane, to tylko sen. – wyszeptał mi do ucha.
Uspokoiłam się w jego ramionach, ale nie zasnęłam, byłam  zbyt pobudzona snem. Ubrałam się i siedziałam na łóżku, Theo zrobił to samo, chciał dotrzymać mi towarzystwa.
-Boisz się? –zapytałam.
-Czego? –odpowiedział.
-Wojny. – rzuciłam. – To co dzisiaj mi się śniło było straszne.
-To tylko sen, będzie dobrze zobaczysz. Pójdę rano do Jasona i powiem, żeby wysłał zwiad. – uspokoił mnie.
- Jutro pójdę z oddziałem do hangaru, Clark prosił o pomoc przy noszeniu czegoś tam. – powiedziałam.
-Aha, możesz zaprowadzić oddział i wrócić. – zaproponował.
-Nie, dobrze mi zrobi praca, dawno nic pożytecznego tu nie zrobiłam. – powiedziałam.
-Jak chcesz, ja jutro muszę jechać do obozu czwartego, odebrać raport. – zameldował.
-Uważaj na siebie. – powiedziałam.
On się tylko uśmiechnął objął mnie ramieniem i mocno przytulił, siedzieliśmy wtuleni. Sami siebie ogrzewaliśmy. Wzeszło słońce, wyszliśmy z namiotu, Theo wsiadł na motor i pojechał w stronę baraku dowództwa. Poszłam obudzić oddział. Weszłam do namiotu, wszyscy spali.
-Wstawać i na śniadanie, za 20 minut widzimy się koło hangaru. – rozkazałam.
Nie chcę nic jeść, ale poszłam na jadalnie wypiłam kawę, wsiadłam na motor i pojechałam pod hangar.
-Dzień dobry! – powiedziałam do mężczyzny który kilka dni temu dał nam motory.
-Serwus! Kapitan Jane tak? Dzisiaj twój oddział ma nosić amunicje do schronu. – powiedział patrząc na rozpiskę.
-Zgadza się. – opowiedziałam, oddział stał już za moimi plecami.
Mężczyzna machnął ręką, żebyśmy poszli za nim. Ruszyliśmy w głąb hangaru. Naszym oczom ukazały się wielkie auta, oraz palety na których były skrzynki.
-Macie załadować te skrzynki na auta. – powiedział, pokazując palcem.
Zaczęliśmy pracować, ja stałam na aucie, odbierałam skrzynki i układałam. Pracowaliśmy tylko z przerwami na wodę.                                                                                                                                                            Rozległ się huk. Do hangaru wpadł mężczyzna krzycząc:
-Szybko!!! Do piwnic!
Zeskoczyłam z ciężarówki i wybiegłam z hangaru. Niebo było czarne od samolotów. Obok obozu uderzyła bomba, ziemia była w powietrzu. Mój sen się spełnia. Czy to oznacza wojnę? Zbiegliśmy do piwnic, policzyłam czy z oddziału są wszyscy. Will, nie ma Willa! Nie mogę pozwolić na to, aby mój przyjaciel zginął! Wybiegłam z piwnicy, muszę go znaleźć, właśnie wybiegł z hangaru. Zrobiłam krok, kilka metrów ode mnie zrzucono bombę, oprócz utraty równowagi nic mi nie było. Will nie miał tyle szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz