tło

tło
tło

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 22



Czas ruszać
Spędziłam noc razem z Theo, w naszym nowym pokoju. Obudziliśmy się w tym samym momencie. Była godzina 5.30 za pół godziny mamy się spotkać w schronie Alexa. Theo gładził mnie po włosach, po policzku. Jego ręka była miękka, delikatna, czuła.
-Czas wstawać skarbie. – wyszeptał.
-Wiem, przed nami długi dzień. – odparłam.
Podniosłam się, zauważyłam, że nasze plecaki są już gotowe. Na stoliku nocnym leżały kluczyki od naszych motorów i dwa pistolety. Kluczyk włożyłam do kieszeni a spluwę wsunęłam za pasek od spodni. Razem wyszliśmy z piwnicy i ruszyliśmy w stronę  schronu Alexa. 7 motorów stało przygotowanych, przy zejściu do piwnicy. Weszliśmy do schronu u Alexa byli już wszyscy, cała nasza ekipa. Walter, Jason, Luke, Alex, Clark, Theo i ja w takim zespole ruszamy na akcję pokojową.
-Ok, jesteśmy wszyscy, chyba możemy ruszać? – powiedział Walter. – Theo masz mapy?
-Tak. – odpowiedział spokojnie Theo.
-Komu w drogę temu czas. – rzucił Jason.
Clark za każdym razem kiedy go widziałam, był blady, miał podkrążone oczy, zmierzwione włosy. Odkąd Ellie zmarła, nie odezwał się do mnie ani słowem. Wyszliśmy z piwnicy, po raz pierwszy od kilku dni na placu było pełno ludzi. Byli poustawiani w grupkach wokoło nas. Gdy wychodząc z piwnicy ludzie nas zauważyli, zaczęli klaskać, wiwatować, krzyczeć. Jakiś mężczyzna stojący nie daleko mnie krzyknął:
-Ludzie patrzcie! To nasi bohaterowie!
Wsiedliśmy na motory, zapieliśmy kaski i ruszyliśmy. Według planu Theo, mieliśmy przejechać 3 kilometry, a potem iść pieszo przez las. Droga była prosta, ubita glina posypana kamyczkami, wyjeżdżona przez ciężarówki. Walter i Jason jechali na czele, za nimi Alex, Luke i Clark potem ja i Theo. Dojechaliśmy do lasu, z uchwytu motoru Walter wyciągnął maczetę. Zebraliśmy się wkoło niego.
-Będę szedł z przodu, i wycinał trochę trawsko. Jane i Theo zamykają grupę. Jasne? – zapytał Walter.
-Tak. – odpowiedzieli wszyscy chórem.
-A co będzie gdy wyjdziemy z lasu? – zapytałam.
-Za lasem, jest już miasto, przy bramie będzie stał mój przyjaciel. – odpowiedział Alex.
-No i fajnie. Ruszamy. – Popędzał Jason.
Ruszyliśmy. Cały czas patrzyłam pod nogi. Zarośla były gęste, tak jak mówił Theo. Według jego obliczeń pokonamy las w jakieś pół godziny. Popatrzyłam na zegarek 7.00 czyli za pół godziny okaże się co będzie. Przede mną najtrudniejsze godziny w moim życiu. Najtrudniejsze i decydujące o wszystkim. Gdy żegnałam się z bliskimi, uświadomiłam sobie, że nie mogę porzucać nadziei, że wrócę. Muszę powrócić do rodziców, Willa. Muszę.

1 komentarz:

  1. Piszesz całkiem dobrze, tylko tak jak mówiłam. Dłuższe rozdziały. Spróbuj połączyć trzy lub cztery w jedno i będzie całkiem dobrze.
    Jeśli chciałabyś, abym w czymś ci pomogła śmiało pisz na mój e-mail.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://tacopiszeopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń