Przegięli
Obudził mnie
dotyk dłoni Theo na skórze. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam jego piękne brązowe
oczy, postrzępione włosy, biały piękny uśmiech. W pokoju było ciemno, za oknem
padał deszcz. Dłonią przejechał mi po policzku, nachylił się nade mną i jego
wargi lekko dotknęły mojego czoła.
-Wstawaj,
idziemy na śniadanie. – wyszeptał.
-Jest już
jakiś plan na dzisiaj? – zapytałam.
-Mamy się
stawić u prezydenta. – odparł.
Moje ubrania
były przewieszone na oparciu krzesła. Podniosłam się, ubrałam buty, koszulkę i
marynarkę. Wsunęłam stopy do butów i zawiązałam sznurówki. Na korytarzu czekała
już nasza grupa: Walter, Jason, Clark i Luke.
-Wstała
nasza śpiąca królewna. – rzucił w śmiechu Jason.
-Spadaj. –
odparłam z uśmiechem.
-Dobra
chodźcie. Jestem głody. – powiedział Luke.
Zeszliśmy
schodami w dół, hol był piękny. Marmurowe filary, obrazy, czerwony dywan pod stopami.
Czułam lekki zapach cytryny w powietrzu. Weszliśmy do jadalni, była pusta.
Jeden stół był nakryty, z potrawami na stole. Domyśliliśmy się, że to dla nas.
Usiedliśmy, na stole leżały 4 potrawy do wyboru do koloru. Nie lubię zbyt
wydziwianych posiłków. Sięgnęłam po toasta i krem czekoladowy.
-Warto było
czekać dla takich pyszności. – powiedział Jason.
-Uspokój
się, nie czekałeś, aż tak długo. – odpowiedziałam.
-Swoje wiem.
– odarł.
-Walter, co
zrobimy z Alexem i Jeanem? – zapytałam.
-Doszły mnie
słuchy że Alex już dostał parę razy. – powiedział patrząc na Jasona.
-No, ale
przyznaj należało mu się… - odpowiedział.
-Należało.
Jeśli chodzi o Jeana, jest więźniem prezydenta nie naszym, nie możemy nic mu
zrobić.
Chwilę
siedzieliśmy w ciszy, wszyscy byli zajęci swoim posiłkiem. Ale mieliśmy między
sobą jeszcze pewne sprawy do wyjaśnienia.
-Po co
dzisiaj mamy stawić się u prezydenta? – zapytałam.
-Dzisiaj
dowiemy się, czy będziemy walczyć sami czy z nimi. – odparł Clark.
Byłam
zdziwiona, że się odezwał. Odkąd Ellie zmarła, prawie w ogóle się do mnie nie
odzywał.
-Jane,
możemy porozmawiać po śniadaniu na osobności? – zapytał.
-Jasne. –
odpowiedziałam bez zastanowienia.
Dokończyłam
śniadanie, wyszłam z jadalni i przed wejściem do hotelu czekałam na Clarka. Inni
poszli już do pokojów. Mamy spotkać się za 30 min koło recepcji i razem
pójdziemy do prezydenta. Clark właśnie wyszedł z jadalni, od razu mnie zauważył
i podszedł.
-Jane,
rozumiesz moje zachowanie prawda? – zapytał.
-Rozumiem,
wiem, że cierpisz z jej powodu. To nie żadna nowość, że po stracie ukochanej
osoby, ciężko jest dojść do siebie.
-Wybacz, że
nie odzywałem się do ciebie, ale tej nocy zrozumiałem, że nie mogę traktować
cię jak powietrza. Bardzo mi ją przypominasz. – powiedział w smutku.
Nie
odezwałam się ani słowem, ciężko mi znaleźć słowa, do tej sytuacji.
-Clark, mogę
ci jakoś pomóc? – zapytałam.
-To nic szczególnego.
Będę teraz szukał u ciebie, wsparcia.
-To miłe. –
opowiedziałam. – Zawsze ci pomogę Clark.- Popatrzyłam na zegarek 15 min no
zbiórki.
-Dobra muszę
coś jeszcze załatwić, widzimy się za 15 min na zbiórce. – powiedział i wystawił
rękę, żebym przybiła mu żółwika.
- Na razie.
Wróciłam do
pokoju, Theo siedział nad kartką papieru i coś pisał. Podeszłam do niego,
położyłam ręce na jego ramionach.
-Do kogo
piszesz ten list? – zapytałam.
-Do siostry,
zawiozłem ją przed wyjazdem do obozu 4.
-Theo, chodź
musimy się zbierać. – odparłam.
Wyszliśmy z
pokoju i udaliśmy się do holu. Koło recepcji stali już wszyscy. Udaliśmy się do
ratusza. W drzwiach czekał już na nas prezydent z otwartymi rękami i uśmiechem
na twarzy. Czy ma dobre dla nas wieści czy to dobra mina do złej gry?
Weszliśmy do
sali konferencyjnej Veronica, Jean i Alex już siedzieli. Gdy ich zobaczyłam,
zalała mnie fala gniewu. Szybko ją opanowałam. Usiedliśmy naprzeciwko.
-Zapadła
decyzja w dwóch sprawach. – Zaczął prezydent.
-Słuchamy… -
odparł Walter.
-Razem z
radą zdecydowaliśmy, że podpiszemy pakt sojuszu z wami. – powiedział.
-Wspaniale. –
powiedział Jason.
-Jeśli
chodzi o nich. – popatrzył na Jeana i Alexa. – Zostali skazani na prace
budownicze do końca życia. Krócej… są naszymi niewolnikami.
Widziałam
ich załamane miny, nienawiść w ich oczach. Pomyślałam sobie, dobrze im tak,
dostaną za swoje. Ani przez moment nie było mi ich szkoda. Gdy usłyszeliśmy
decyzję, Theo zacisną moją dłoń. Też był zadowolony z tej decyzji. To nasza
wielka szansa. Przyszłe momenty będą zależały, jakie będzie nasze życie. Mamy
pomoc, to najważniejsze.
W końcu dłuższy rozdział. Akcja coraz bardziej się nakręca. Super.
OdpowiedzUsuńCzytałabym częściej, ale czas mi nie pozwala, ale nie martw się.
Postaram się wpadać często :)