Dzień wolny
Wstałam
wcześnie około 4.00, chciałam się przewietrzyć , pomyśleć. Cały czas nie mogę
wyrzucić sprzed oczu uśmiechu Theo. Naprawdę go polubiłam. Około 8.00 wróciłam
do namiotu dzisiaj jest dzień wolny od treningów, Theo siedział na łóżku z
gitarą w ręce.
-Serwus,
piękna- powiedział z wielkim uśmiechem.
-Cześć,
możesz dać z tym spokój, rumienie się.
Zaśmiał się,
odłożył gitarę podszedł do mnie i objął mnie, delikatnie, romantycznie czułam
się w niebo wzięta. Nigdy wcześniej nie czułam się tak fantastycznie.
-Podobasz mi
się Jane - wyszeptał mi prosto do ucha.
-Co ci się
we mnie podoba?
-Twoje
piękne duże oczy. – Powiedział patrząc głęboko w nie.
Nie
odezwałam się ani słowem stałam on mnie przytulał, podobało mi się, staliśmy
tak przez dłuższy moment. Wyszliśmy z namiotu Clark rozmawiał z Ellie. Nigdy
nie znałam chłopaka mojej siostry czy to możliwe że to Clark? Uśmiechali się
patrzyli sobie w oczy. To wydawało się szczere jak to co łączy mnie z Theo:
Szczerość.
Wysoki blondyn
Oddział jest już po obiedzie,
mamy teraz godzinę wolnego. Wszyscy są w namiotach, grają w karty, śmieją się,
rozmawiają. Theo przysiadł się koło mnie. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się
do dodając mi otuchy.
-Jak ci minął dzień Jane? –
zapytał.
- Nie najgorzej. –odpowiedziałam
z uśmiechem.
Rozmawialiśmy o dawnych czasach.
Opowiedział mi o swojej zmarłej mamie. Po kilku minutach rozmowy podszedł do
nas wysoki blondyn, ten sam, który strzelał w pierwszej grupie na kursie Ellie.
-Serwus Jane! Witaj Theo! Idę na
spacer może mielibyście ochotę pójść ze mną?- zapytał.
-To dobry pomysł.- powiedział
Theo.
-Chodźmy.- dodałam
Ubrałam buty, kurtkę i czapkę.
Theo czekał na mnie przy wyjściu, wyszliśmy razem. Przed namiotem czekał już
ten chłopak, nawet nie wiem jak ma na imię.
-Dokąd idziemy?- zapytałam.
-Przed siebie.- powiedział
blondyn z szerokim uśmiechem.
-Jak ci w ogóle na imię?-
zapytał Theo.
-Przepraszam nie przedstawiłem
się, mam na imię Luke. – odpowiedział.
Rozmawialiśmy o różnych
rzeczach: opowiedział nam o sobie, o przyjaciołach, rodzinie, o dzielnicy w
której mieszkał. Przeszliśmy jakieś 3-4 km, nawet nie wiedzieliśmy kiedy. Kilka
razy przypadkiem dłoń Theo dotknęła moją, i wtedy zrobił krok do przodu w
naszej relacji, chwycił mnie za rękę i całą drogę powrotną mnie trzymał, gdy
nasze spojrzenia się krzyżowały, patrzył mi prosto w oczy, uwielbiam go za to.
-Jesteście razem?- zapytał Luke,
gdy dochodziliśmy do namiotu.
-Można tak powiedzieć- odparł
Theo.
To co powiedział Theo dodało mi
pewności siebie, widać bardzo mnie lubi. Luke wszedł do namiotu, zostaliśmy na
chwilkę sami.
-Jak noga?- zapytałam z troską.
-Nie przejmuj się jest ok.- uśmiechnął
się do mnie.
Nie wytrzymałam, przytuliłam się
do niego, w jego ramionach czuje bezpieczeństwo jakiego nigdy nie czułam,
staliśmy tak dobry moment. Jego usta dotykały mojego czoła, czułam jego ciepło,
dodał mi niesamowitej energii. Zaczął padać śnieg, weszliśmy do namiotu był
pusty.
-Gdzie są wszyscy?- zapytałam
-W jadalni, jest jakaś impreza.
Masz ochotę pójść?-zapytał.
-Nie za bardzo, zostańmy tutaj.-
wyszeptałam.
-Świetny pomysł.- dodał z
uśmiechem.
Przybliżył się do mnie, położył
jedną ze swoich rąk na moim policzku i wyszeptał:
-Kocham cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz