tło

tło
tło

czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 19



                                                                Zaryzykujmy
Kiedyś byłam przeciwna powiedzeniu, że ludzie się zmieniają. Dzisiaj wiem, że nie miałam racji. Przez kilka miesięcy pobytu tutaj, wielu przykrych ale i wesołych doświadczeń, zmieniłam się. Gdy byłam mała, nigdy nie chciałam być w centrum uwagi, byłam wstydliwa, a teraz proszę Kapitan Jane Adams. Dziewczyna która ma plan na zapewnienie pokoju, dziewczyna która znalazła miłość, dziewczyna która ufa żołnierzowi który zabił wiele osób. Zupełna zmiana.
                                                            ***
Obudził mnie gwar wśród ludzi, tak jest codziennie. Od godziny 6.00 rano jest tutaj jak na targu. Ludzie rozmawiają, przekrzykują się, kłócą. Mam dość. Theo wstał, nie ma go w pobliżu. Spałam w mundurze, pod ziemią nie ma ogrzewania, więc jeśli nie chcesz zamarznąć, nie masz wyboru. Podniosłam się, widzę uchylone, stare, podrapane drzwi, które otwierają korytarz. Ruszam korytarzem. Alexa nie ma w jego pomieszczeniu. Są już u Jasona. Ruszam drugim wąskim korytarzykiem w stronę, schronu dowództwa. Przy prostokątnym stole siedzi Jason, Walter, Clark, Theo i Alex.
-Jane dobrze że jesteś. – powiedział Walter.
-Czemu mnie nie obudziłeś? – zwróciłam się do Theo.
-Jane, pogadamy potem. Usiądź. – odparł.
Przysiadłam się między Clarkiem a Theo, akurat tutaj było miejsce.
-Więc, uważam że warto w tej sprawie zaryzykować… miejmy nadzieję, że oni faktycznie nie chcą wojny. – Powiedział Walter.
-Zapewniam. – odparł spokojnie Alex.
-Słuchajcie, może niech ktoś z zaufanych ludzi pójdzie z nim? – zaproponował Jason.
-Ja pójdę. – powiedziałam.
Wszyscy na mnie popatrzyli, Theo był przerażony.
-Jane, nie puszczę cię samą. – powiedział. – Pójdę z tobą.
-Nie musisz, będę z Alexem. – odparłam.
-Przestań, idę z wami. Ruszamy jutro jasne? – zwrócił się do wszystkich.
-Tak, oczywiście dostaniecie ubezpieczenie oraz obstawę w postaci kilku samolotów, z obozu czwartego. Już rozmawiałem z kim trzeba. – powiedział Walter.
-No to załatwione. – powiedział Jason.
Przez całą naszą naradę Clark siedział cicho, miał spuszczoną głowę. Był blady, miał wory pod oczami. Cierpi z powodu Ellie.
Wróciliśmy do pomieszczeń, Theo szedł cały czas za mną, nie odezwał się, usiadłam na kocu. Obok mnie leżał posiłek. Szklanka mleka oraz toast z dżemem. Theo usiadł obok mnie, patrzył w sufit.
-Jutro też nie będziesz się do mnie odzywał? – zapytałam.
-Jane, dlaczego ty się zgłosiłaś!?
-Dla dobra, tych wszystkich ludzi. Co to w ogóle za pytanie? Nie chcesz iść ze mną, nie musisz. Nikt cię nie ciągnie. – odpowiedziałam.
-Jane, kocham cię, pójdę wszędzie za tobą. – powiedział.
Nie odezwałam się już, skończyłam śniadanie, odniosłam naczynia, chciałam pobyć sama. W razie gdybym nie wróciła, chciałam się pożegnać z Willem, Lukiem, z rodzicami. Ze wszystkimi którzy byli blisko. Ale śmierć w słusznej sprawie wydaje się dobrą śmiercią prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz