Czas dla nas
Noc
spędziłam przy oknie. Widać stąd było całe ich miasto. Wysokie budynki,
osiedla, wielkie telebimy. Nasze miasto nie było, aż tak rozbudowane. Dnie i
noce były coraz cieplejsze. Zbliżało się lato. Odwróciłam się na moment. Theo
spał, lubiłam patrzeć jak to robił. Odeszłam od okna, położyłam się, ale nie
zamknęłam oczu. Parzyłam jak spał, jak wdychał i wydychał powoli powietrze.
Chociaż nie chciałam sama zasnęłam. Obudziłam się pierwsza, popatrzyłam na
zegarek. Dopiero 5.00 rano. Dzisiaj znów mamy udać się do prezydenta. Mówił, że
ustalimy pierwszy krok oraz podział obowiązków. Przez te wszystkie wydarzenia
czuję się silniejsza. I dobrze. Siedziałam ubrana na krześle, przy stole.
Pokojówka codziennie wsuwa nam pod drzwi gazetę. Piszą o ważnych decyzjach,
planach nowych budowli, imprezach. Dużo się dzieje w tym mieście.
Nastawiłam
elektryczny czajnik, miałam ochotę na kawę. Gotująca się woda obudziła Theo.
Wstał, ubrał się i poszedł do łazienki. Nawet nie powiedział dzień dobry.
Wrócił po 20
minutach, kończyłam pić kawę. Otworzył drzwi plecami i wszedł do pokoju z tacą
pełną jedzenia.
-Kochanie,
dzisiaj zjemy sami. – powiedział kładąc tacę i całując mnie w czoło.
-Już
myślałam, że poszedłeś na śniadanie beze mnie. – odpowiedziałam.
-Wtedy w
ogóle by mi to śniadanie nie smakowało. – zaśmiał się.
Usiedliśmy
do stołu, rogaliki, dżem, sok pomarańczowy. Idealnie. Zjedliśmy rozmawiając o
dawnych czasach. Wspominaliśmy wspólne imprezy z naszą paczką.
-Jaki mamy
plan dzisiejszego dnia? – zapytałam.
-U
prezydenta mamy być dopiero o 17.00. Mamy cały dzień na obejrzenie miasta. –
odpowiedział.
-Dobry
pomysł, świetna dzisiaj pogoda. Pójdziemy sami? – zapytałam.
-Tylko taka
opcja przyszła mi do głowy. – odparł.
Poszłam do
łazienki, umyłam zęby twarz. Patrzyłam chwilę w lustro. Moje proste włosy,
dosięgają mi teraz do łopatek, gdy zabrano mnie z domu miałam je ledwo do
ramion. Oczy miałam podkrążone, nie pamiętam kiedy takie nie były. Zwilżyłam
twarz zimną wodą i wyszłam z łazienki. Theo czekał na korytarzu. Chwycił mnie
za rękę i razem zeszliśmy razem do holu. Przy recepcji był Jason, rozmawiał z
jakąś dziewczyną, w moim wieku. Zachowywał się tak jakby ją podrywał. Wysoka,
zgrabna dziewczyna w czerwonej sukience i obcasach. Jason, dłuższe włosy, lekki
zarost, elegancki i czysty mundur. Pasują do siebie. Przywitaliśmy się
skinieniem głowy i poszliśmy dalej. Wyszliśmy na ulicę, pełno ludzi, w
garniturach z teczkami. Wystarczyło przejść przez ulicę, aby wejść do parku.
Cichego, pełnego drzew parku. Weszliśmy na przejście i przebiegliśmy szybko na
drugą stronę. Zwolniliśmy tempa, spacerowaliśmy powoli.
-Tęsknisz za
miastem? – zapytałam.
-Nie mam tam
do kogo wracać. Ciebie mam przy sobie. – odpowiedział.
-Ale wrócimy
tam prawda? – zapytałam.
-Jeśli
zechcesz… to pewnie. –odpowiedział.
Trzymał mnie
za rękę, w pewnym momencie puścił i staną naprzeciwko mnie. Zbliżył się i
przytulił delikatnie. Jest ode mnie wyższy, jego usta lekko muskały brew.
Stanęłam na palcach i moje wargi lekko dotknęły jego warg. Czułam jak włoski na
moim karku stają mi dęba.
-Obiecaj, że
mnie nie zostawisz. – wyszeptałam.
-Nigdy. –
odparł.
Zakochałam
się w nim, teraz to zrozumiałam. Jak ważny jest dla mnie. Dodaje mi energii,
dzięki której chcę żyć. Dzięki której chcę walczyć. Kocham go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz