tło

tło
tło

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 2



                                            Zakłócona harmonia
Zapada zmrok cały dom już śpi a ja siedzę przy oknie i patrzę na gołe niebo, bez gwiazd bez księżyca. Nagle słyszę kroki. Podrywam się i nasłuchuje, do mojego pokoju wpada mężczyzna uzbrojony po zęby. Porywa mnie za ramię i prowadzi do auta. Jedziemy za miasto, prócz mnie są tu osoby w moim wieku, nagle zauważam Theo patrzącego się cały czas w jeden punkt, nagle spogląda na mnie i przykłada palec do ust to znak że mam być cicho. Dojeżdżamy, auto staje wysiadam ostatnia, jest okropnie zimno, właśnie zaczęła się zima i pada pierwszy śnieg. Z szeregu wychodzi mężczyzna który zabrał mnie od mojego ciepłego domu mówi do nas żołnierskim głosem:
-Baczność!!!
Wszyscy stoimy bez ruchu po czym znowu odrzeka :
- Spocznij.
Powiedział spocznij ale zauważyłam że wszyscy nadal spięci stoją bez ruchu.
- Nazywam się Jason Moore i jestem kapralem tego oddziału, ściągnęliśmy was tutaj ponieważ jesteście młodzi będziecie od teraz żołnierzami, przyjechaliście do oddziału poza miastem na szkolenie wojskowe które potrwa 3 miesiące. Jakieś pytania?
-Jak to? Porwaliście nas i zmuszacie do przystąpienia do wojska?! Powiedział jeden z nowych żołnierzy.
-Zgadza się, teraz pójdźcie za kapitanem Clarkiem
Kapitan Clark wysoki i silny mężczyzna, typowy żołnierz. Prowadzi nas do baraku, otwiera małe drzwi wchodzimy po kolei, naszym oczom ukazuje się jadalnia w której pełno żołnierzy, siedzą w grupach. Jestem w stanie stwierdzić że na prawo siedzą weterani a na lewo nowicjusze. Clark wskazuje pusty stolik na lewo, na stołach leży już posiłek. Przysiadam się i zaczynam grzebać w talerzu, po mojej prawej stronie siada Theo.
-Witaj Jane!
-Wiesz o co tutaj chodzi ? twój tato jest jednym z kapralów w tym oddziale.
-Zgadza się, zbliża się niebezpieczeństwo nasz zwiad zauważył jednostki wojskowe nienależące do nas, Kapitan Walter dostał rozkaz o rekrutacje nowych żołnierzy.
-Ale dlaczego oni wybrali mnie?
-To przypadek. Reszty dowiesz się u Clarka.
-Dziękuje ci za informacje.
Ku mojemu zdziwieniu puścił do mnie oko.
-Smacznego Jane
Zabrał tace z pustym talerzem i wyszedł, zaraz po tym na balkonie apelacyjnym pojawił się przywódca, znam go z ulotek.
- Nazywam się Tomas Walter. Witam serdecznie nowicjuszy którzy przejdą szkolenie, jesteście nadzieją dla naszego kraju, liczymy na was! Życzę smacznego!
Po tych słowach wraz ze swoimi kompanami wyszli z jadalni.
Po kolacji Clark pokazał nam namiot w którym spędzimy najbliższe 3 miesiące. Tylko łóżka polowe, koce i nic więcej. Znalazłam sobie wolne łóżko na skraju namiotu, na łóżku obok położył się Theo. W pełni wyluzowany, jakby był w swoim świecie, zupełnie go od tej strony nie znałam. Przez całą noc nie zmrużyłam oka nawet na chwile. Założyłam buty i wyszłam z namiotu żeby się rozejrzeć, w namiocie Clarka nadal się świeciło, weszłam po cichu.
-Co tu robisz?- zapytał
-Czekam na wyjaśnienia.
-Tu nie ma co wyjaśniać, grozi nam wojna, idź spać od jutra zaczynamy treningi.
Po tych słowach odwróciłam się i wyszłam. Wróciłam do namiotu, położyłam się i w końcu udało mi się na chwilę zasnąć.
O 6.00 rano obudził mnie kapitan , kazał się ubrać i stawić się na zbiórce przed jadalnią, zrobiłam jak kazał. Nasz oddział stał w rzędzie, naprzeciw trzech mężczyzn i Clark.
-Witamy nowicjuszy, nazywam się Spencer Taylor jestem tutaj od spraw szkolenia fizycznego, na początek treningu musimy wybrać lidera waszej grupy, osobę silną, mądrą i przede wszystkim odważną.
-Sir, zgłaszam na tą posadę Jane Adams.- zameldował Theo, a mnie zamurowało.
-Żołnierzu Jane, wystąp! – rozkazał Clark. Zrobiłam krok do przodu i stanęłam na baczność. – od dzisiaj jesteś liderem oddziału. Masz powody do dumy.
-Dziękuje, Sir!- wróciłam do rzędu grupy.
Spencer Taylor zabrał nas na dwu godzinny bieg po czym zaprowadził nas na sale treningową. Worki do bicia, ringi, bieżnie wszystko co powinno być na Sali treningowej. Cały czas szukałam okazji żeby porozmawiać z Theo, dopiero po kolacji mi się to udało, zaczepiłam go w namiocie sypialnianym.
-Hey, możesz mi powiedzieć  co ci przyszło do łba, zgłaszając mnie na lidera!?
-Jane, uważam że najlepiej się nadajesz na to stanowisko, jesteś silna, mądra odważna i rozważna. Ideał.- wymieniając wszystkie te zalety patrzył mi prosto w oczy jakby był we mnie zauroczony.- jeśli będziesz miała z czymś problem, przyjdź do mnie postaram ci się pomóc ze wszystkim.
-No super, może nie miałabym aż tylu problemów, gdybyś nie zgłosił mnie na tego cholernego lidera!
-Już się nie denerwuj, pomogę ci. - Powiedział uśmiechając się.
-Nie uśmiechaj się do mnie tak głupkowato, wiesz co nie znałam cię od tej strony, zawsze cichy wywarzony a tu nagle trafiamy do wojska a on pełen radości.
Po tych słowach wyszłam z namiotu, musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Nadal nie wierze w to co się tutaj dzieje, po prostu mam tego dosyć. Przez głowę przewijały mi się myśli o ucieczce z tąd, ale zaraz starałam się je rozwiewać, mówiłam sobie, że nie będę tchórzem. Spacerowałam bardzo długo dopiero przed 5.00 nad ranem wróciłam do namiotu. Theo cały czas nie spał siedział i patrzył smutnym wzrokiem w podłogę.
-Theo, co jest?-wyszeptałam
-Dostałem list, moja mama zmarła.
Zamarłam jak kamień, nie mogłam przez kilka minut znaleźć słów , stałam jak słup obok niego. W końcu przysiadłam na jego łóżku.
-Słuchaj, stałam jak słup koło ciebie bo nie umiałam znaleźć słów na pocieszenie, i nadal ich nie znalazłam. Taka jest kolej rzeczy, teraz gdy jesteśmy w wojsku oboje musimy być twardzi, zrób to dla ojca i dla swojej młodszej siostry daj jej dobrą przyszłość. Bądź twardy proszę cię.- po tych słowach objęłam go, jak kumpla.
-Dziękuje Jane. – wyszeptał w płaczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz