Zakłócona harmonia
Zapada zmrok cały dom już śpi a
ja siedzę przy oknie i patrzę na gołe niebo, bez gwiazd bez księżyca. Nagle
słyszę kroki. Podrywam się i nasłuchuje, do mojego pokoju wpada mężczyzna
uzbrojony po zęby. Porywa mnie za ramię i prowadzi do auta. Jedziemy za miasto,
prócz mnie są tu osoby w moim wieku, nagle zauważam Theo patrzącego się cały
czas w jeden punkt, nagle spogląda na mnie i przykłada palec do ust to znak że
mam być cicho. Dojeżdżamy, auto staje wysiadam ostatnia, jest okropnie zimno,
właśnie zaczęła się zima i pada pierwszy śnieg. Z szeregu wychodzi mężczyzna
który zabrał mnie od mojego ciepłego domu mówi do nas żołnierskim głosem:
-Baczność!!!
Wszyscy stoimy bez ruchu po czym
znowu odrzeka :
- Spocznij.
Powiedział spocznij ale
zauważyłam że wszyscy nadal spięci stoją bez ruchu.
- Nazywam się Jason Moore i
jestem kapralem tego oddziału, ściągnęliśmy was tutaj ponieważ jesteście młodzi
będziecie od teraz żołnierzami, przyjechaliście do oddziału poza miastem na
szkolenie wojskowe które potrwa 3 miesiące. Jakieś pytania?
-Jak to? Porwaliście nas i
zmuszacie do przystąpienia do wojska?! Powiedział jeden z nowych żołnierzy.
-Zgadza się, teraz pójdźcie za
kapitanem Clarkiem
Kapitan Clark wysoki i silny
mężczyzna, typowy żołnierz. Prowadzi nas do baraku, otwiera małe drzwi
wchodzimy po kolei, naszym oczom ukazuje się jadalnia w której pełno żołnierzy,
siedzą w grupach. Jestem w stanie stwierdzić że na prawo siedzą weterani a na
lewo nowicjusze. Clark wskazuje pusty stolik na lewo, na stołach leży już
posiłek. Przysiadam się i zaczynam grzebać w talerzu, po mojej prawej stronie
siada Theo.
-Witaj Jane!
-Wiesz o co tutaj chodzi ? twój
tato jest jednym z kapralów w tym oddziale.
-Zgadza się, zbliża się
niebezpieczeństwo nasz zwiad zauważył jednostki wojskowe nienależące do nas,
Kapitan Walter dostał rozkaz o rekrutacje nowych żołnierzy.
-Ale dlaczego oni wybrali mnie?
-To przypadek. Reszty dowiesz się
u Clarka.
-Dziękuje ci za informacje.
Ku mojemu zdziwieniu puścił do
mnie oko.
-Smacznego Jane
Zabrał tace z pustym talerzem i
wyszedł, zaraz po tym na balkonie apelacyjnym pojawił się przywódca, znam go z
ulotek.
- Nazywam się Tomas Walter. Witam
serdecznie nowicjuszy którzy przejdą szkolenie, jesteście nadzieją dla naszego
kraju, liczymy na was! Życzę smacznego!
Po tych słowach wraz ze swoimi
kompanami wyszli z jadalni.
Po kolacji Clark pokazał nam
namiot w którym spędzimy najbliższe 3 miesiące. Tylko łóżka polowe, koce i nic
więcej. Znalazłam sobie wolne łóżko na skraju namiotu, na łóżku obok położył
się Theo. W pełni wyluzowany, jakby był w swoim świecie, zupełnie go od tej strony
nie znałam. Przez całą noc nie zmrużyłam oka nawet na chwile. Założyłam buty i
wyszłam z namiotu żeby się rozejrzeć, w namiocie Clarka nadal się świeciło,
weszłam po cichu.
-Co tu robisz?- zapytał
-Czekam na wyjaśnienia.
-Tu nie ma co wyjaśniać, grozi
nam wojna, idź spać od jutra zaczynamy treningi.
Po tych słowach odwróciłam się i
wyszłam. Wróciłam do namiotu, położyłam się i w końcu udało mi się na chwilę
zasnąć.
O 6.00 rano obudził mnie kapitan
, kazał się ubrać i stawić się na zbiórce przed jadalnią, zrobiłam jak kazał. Nasz
oddział stał w rzędzie, naprzeciw trzech mężczyzn i Clark.
-Witamy nowicjuszy, nazywam się
Spencer Taylor jestem tutaj od spraw szkolenia fizycznego, na początek treningu
musimy wybrać lidera waszej grupy, osobę silną, mądrą i przede wszystkim
odważną.
-Sir, zgłaszam na tą posadę Jane
Adams.- zameldował Theo, a mnie zamurowało.
-Żołnierzu Jane, wystąp! –
rozkazał Clark. Zrobiłam krok do przodu i stanęłam na baczność. – od dzisiaj
jesteś liderem oddziału. Masz powody do dumy.
-Dziękuje, Sir!- wróciłam do
rzędu grupy.
Spencer Taylor zabrał nas na dwu
godzinny bieg po czym zaprowadził nas na sale treningową. Worki do bicia,
ringi, bieżnie wszystko co powinno być na Sali treningowej. Cały czas szukałam
okazji żeby porozmawiać z Theo, dopiero po kolacji mi się to udało, zaczepiłam
go w namiocie sypialnianym.
-Hey, możesz mi powiedzieć co ci przyszło do łba, zgłaszając mnie na
lidera!?
-Jane, uważam że najlepiej się
nadajesz na to stanowisko, jesteś silna, mądra odważna i rozważna. Ideał.-
wymieniając wszystkie te zalety patrzył mi prosto w oczy jakby był we mnie
zauroczony.- jeśli będziesz miała z czymś problem, przyjdź do mnie postaram ci
się pomóc ze wszystkim.
-No super, może nie miałabym aż
tylu problemów, gdybyś nie zgłosił mnie na tego cholernego lidera!
-Już się nie denerwuj, pomogę ci.
- Powiedział uśmiechając się.
-Nie uśmiechaj się do mnie tak
głupkowato, wiesz co nie znałam cię od tej strony, zawsze cichy wywarzony a tu
nagle trafiamy do wojska a on pełen radości.
Po tych słowach wyszłam z
namiotu, musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Nadal nie wierze w to co się
tutaj dzieje, po prostu mam tego dosyć. Przez głowę przewijały mi się myśli o
ucieczce z tąd, ale zaraz starałam się je rozwiewać, mówiłam sobie, że nie będę
tchórzem. Spacerowałam bardzo długo dopiero przed 5.00 nad ranem wróciłam do
namiotu. Theo cały czas nie spał siedział i patrzył smutnym wzrokiem w podłogę.
-Theo, co jest?-wyszeptałam
-Dostałem list, moja mama zmarła.
Zamarłam jak kamień, nie mogłam
przez kilka minut znaleźć słów , stałam jak słup obok niego. W końcu
przysiadłam na jego łóżku.
-Słuchaj, stałam jak słup koło
ciebie bo nie umiałam znaleźć słów na pocieszenie, i nadal ich nie znalazłam.
Taka jest kolej rzeczy, teraz gdy jesteśmy w wojsku oboje musimy być twardzi,
zrób to dla ojca i dla swojej młodszej siostry daj jej dobrą przyszłość. Bądź
twardy proszę cię.- po tych słowach objęłam go, jak kumpla.
-Dziękuje Jane. – wyszeptał w
płaczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz