Nadzieja umiera ostatnia
Wstałam o
6.00 rano, chciałam pobiec do Ellie, ale nie chciałam jej obudzić, więc poszłam
najpierw coś zjeść. Założyłam buty, bluzę oraz czapkę i ruszyłam na jadalnie.
Zjadłam mało, strach ściskał mi żołądek ledwo mogła przełknąć to co już
ugryzłam. Wyszłam z jadalni, teren obozu wypełnili już żołnierze, w swoich
pięknych mundurach. Usiadłam na motor, nie założyłam kasku, ruszyłam w stronę
szpitala. Dojeżdżając zauważyłam mężczyznę młodego, mniej więcej w wieku mojej
mamy, chodził o kulach. Wzięłam go pod ramię i pomogła zejść po schodach. Krok
po kroku, schodek po schodku. Gdy zeszliśmy zapytał:
-Jak ci na
imię?
- Jane. –
opowiedziałam, próbując się jednocześnie uśmiechać, nie wiem czy mi wyszło.
-W takim
razie Jane, dziękuje za pomoc. – powiedział uśmiechając się szeroko do mnie. –
Tak niesamowity jest świat w pokoju, ludzie tego nie doceniają, nie wiedzą co
to znaczy wojna. – Powiedział poważnie, tak że miałam ciarki . Patrzył
się na tereny którego nikt nie zna.
Odszedł,
oprowadziłam go kawałek wzrokiem. Kompletnie zapomniałam po co tu przyszłam.
Wbiegłam szybko po schodach, popchałam drzwi. Zaraz przy wejściu zobaczyłam
rannych ludzi, leżących na kocach na podłodze w szpitalu. Było tak ciasno, że
między ludźmi prowadziła wąska ścieżka tylko żeby przejść. Ten widok mnie
przeraził, co się działo tej nocy? Zauważyłam tatę na korytarzu, robił
opatrunek na kolanie jakiejś dziewczynce. Co takie małe dziecko robi w wojsku?!
Dziewczyna była ubrana w spodnie oraz bluzę moro, wyglądała mniej, więcej na 10
lat. Podeszłam bliżej, gdy tata mnie zauważył uśmiechnął się do mnie,
sztucznie.
-Hej jak ci
na imię? – zapytałam z uśmiechem dziewczynkę.
-Dzień dobry
kapitanie, nazywam się Grace. – zauważyła odznakę, byłam zdumiona jej
dyscypliną.
- Tato gdzie
leży Ellie? – zapytałam.
-Sala numer
6. – odpowiedział patrząc na kolejnego pacjenta który trzyma się za łokieć.
Odeszłam od
taty i udałam się do sali numer 6. Niczym weszłam zapukałam.
-Proszę! - odpowiedziała Ellie za drzwi.
Weszłam
powoli, przy łóżku Ellie siedział Clark.
-Zostawię
was same. – powiedział wychodząc. – Na razie.
-Jane, nie
umiem znaleźć słów które mogą ci
podziękować, za to co dla mnie zrobiłaś. – wyszeptała.
-Daj spokój,
ty na moim miejscu zrobiłabyś to samo, chciałam zobaczyć czy żyjesz, nie
przeszkadzam ci już, odpoczywaj. Jesteś bardzo osłabiona. – Pochyliłam się nad
nią i pocałowałam ją w czoło. – Trzymaj się.
-Muszę. –
odpowiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz