Ten jest wasz
Zaraz po obiedzie pożegnałam się z rodzicami i Willem i
ruszyliśmy w stronę miasta. Niebo było zachmurzone, zaczął padać gęsty deszcz.
Dojechaliśmy na miejsce szybko. Walter czekał przy drzwiach, ręce miał
skrzyżowane na piersi.
-W końcu jesteście. – rzucił Walter i machnął ręką.
-Czemu akcja została przeprowadzona dzisiaj? – zapytał Jason.
-To szpiedzy, kręcili się koło bramy, strażnicy ich złapali.
– odparł Walter.
-Napisałeś, że mamy kogoś przesłuchać. – powiedziałam.
-Ta, tutaj macie kartkę pytań .
– odpowiedział i podał mi katkę.
-Rękoczyny dozwolone? – zapytał Jason.
-Uspokój się. – odparł Walter.
Dziwnie się dzisiaj zachowuje, jest zmęczony całą tą
sytuacją. W sumie mu się nie dziwie. Zaprowadził nas do pokoju gdzie za stołem
siedział mężczyzna. Niski, brodaty, zielonooki mężczyzna. Włosy miał dłuższe
ode mnie, upięte na samurajka. Weszłam do pokoju jako pierwsza, cały czas
patrzył na mnie, nawet nie zerknął ani na Jasona ani na Theo. To dziwne.
-Taka młoda i już wojsku. – zaczął mężczyzna.
-Proszę powiedzieć jak się pan nazywa. – zignorowałam to co
powiedział.
-Felipe.
-Nazwisko. – dodał zniecierpliwiony Jason.
Mężczyzna nawet na niego nie popatrzył cały czas wzrok
skupiony na mnie.
-Nic wam nie powie moje nazwisko.
-My to ocenimy. Nazwisko. – warknął Jason.
-Felipe Rosel. – odparł i popatrzył zdenerwowanym wzrokiem
na Jasona.
-Czego szukaliście przy naszym ogrodzeniu? – zapytał.
-Informacji dla mojego przełożonego, ciężko się domyślić?
-Kim jest twój przełożony? – zapytał zaciekawiony Theo.
-Prezydentem miasta które was zniszczy.
Te słowa utknął mi w pamięci na długo. Wstałam, kopniakiem
odsunęłam krzesło i wyszłam. Na korytarzu spotkałam prezydenta i Veronice.
-Czy coś się stało? – zapytał.
-Mężczyzna którego mieliśmy przesłuchać powiedział, że
prezydent ich miasta nas zniszczy.
Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Po minie prezydenta
widziałam, że jest tak samo zaniepokojony jak ja.
-Pójdę do niego. Dziecko idź odpocznij.
-Proszę, żeby nie mówił pan do mnie dziecko. Chcę brać
udział w przesłuchaniu. – odparłam.
-Od początku wiedziałem, że jesteś osobą która po trudnej wiadomości,
nie usiądzie w kącie i nie będzie ryczeć. Jesteś kobietą która jest gotowa
stanąć do walki mimo ciągłych ciosów które dostaje. Dzięki nim stajesz się
coraz silniejsza.
Nie odpowiedziałam. Czułam się lekko gdy prezydent to mówił.
Pierwszy raz od dawna ktoś mnie pochwalił. To bardzo miłe. Weszłam do pokoju
razem z prezydentem. Już nie siadałam na krzesło, miejsce naprzeciwko więźnia
zajął prezydent. Panowała cisza, mężczyzna patrzył ze skupieniem na naszego
sojusznika.
-Nawet mając sojuszników, nie jesteście wstanie stawić nam
czoła. – przerwał ciszę Felipe.
-Czemu myślisz, że chcemy stawać do walki? – zapytał prezydent.
-Co, może chcecie podpisać pakt o nieagresji z nami co? Mój
dowódca nigdy się na to nie zgodzi. On chce mieć jak najwięcej terytorium dla
siebie. Nie jest zainteresowany sojuszem.
-Skoro nie jest zainteresowany stawimy mu czoła mimo
wszystko.
-Powodzenia.
Jason nie wytrzymał, uderzył mężczyznę zamkniętą ręką w
twarz. Felipe był przywiązany do krzesła, przechylił się na bok, ale zaraz
wrócił do pierwotnej pozycji.
-Bardzo nie lubię, jak ktoś jest tak pewny siebie. – rzucił Jason.
-Rozwiąż mnie i wtedy uderz cwaniaku.
Mam dość, marzę o prysznicu, o ciepłym łóżku. Nie chcę o tym
na razie słyszeć. Chcę chodź na chwilkę odpocząć. Zapomnieć. Wyszłam z pokoju,
Theo wyszedł za mną. Złapał mnie za rękę i razem wróciliśmy do pokoju.
-Jane nie przejmuj się tym co mówi. Blefuje. – uspokajał mnie
Theo.
-Skąd to wiesz? – zapytałam znudzonym głosem.
-Widzę to po jego spojrzeniu.
Zrobił kilka kroków w moją stronę objął mnie ramionami. Tego
potrzebowałam. Żaden prysznic czy łóżko nie zastąpi mi objęcia Theo.