tło

tło
tło

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 50

Świętujemy mamy 50 rozdział jej xD
Znów specjalna dedykacja dla Kingi oraz Kasi, wy dobrze wiecie, o kogo chodzi ;)



Musiałem się upewnić
Theo się obudził. Teraz razem staliśmy przy oknie i patrzyliśmy jak ludzie, powoli opadają z sił. Jak ulatuje z nich życie. Widzę wypływającą krew z ust, przerażenie w oczach. Do szpitalnego pokoju wbiegł Walter, cały przestraszony.
-Musiałem się upewnić, że nic wam nie jest. – powiedział sapiąc.
-Co się znowu do cholery dzieje?! – zapytał Theo.
Dotknęłam jego ramienia, żeby się uspokoił, nerwy nie są teraz najlepszym rozwiązaniem.
-Rozpylili truciznę. Wysłaliśmy już to laboratorium.
-A wy dalej się z nimi bawcie i pozwalajcie na to! – wykrzyczał Theo, już nie próbowałam go uspokajać.
-Jakie są straty? – zapytałam.
-Luke…
-Co Luke?! – wykrzyczałam.
-Jest tutaj, w ciężkim stanie, ale jest nadzieja…
Nogi mam już miękkie. Czuję zimny pot na karku. Kolejna ofiara, za sprawą psychopaty. Znów widzę młodego mężczyznę który był na ekranie. Jakim cudem on włada taką armią. I polityka którą prowadzi przeraża każdego, jest nie przewidywalny, to daje mu przewagę. Rządzi wielką siłą, która jest wstanie zniszczyć wszystko. Wszystko.
Theo wyprosił Waltera z pokoju. Zostaliśmy sami, usiadłam na łóżku. Theo usiadł obok mnie, siedzieliśmy dobrą chwilę w ciszy. Nie wytrzymałam i wybuchłam. Zaczęłam płakać, wrzeszczeć jakby ktoś wiercił mi dziurę w piersi. Luke był moim bardzo dobry przyjacielem. Zawsze w pamięci zostanie mi jego uśmiech i spojrzenie, niebieskich oczu. Zawsze był pomocny, przyjacielski, zabawny. Walter powiedział, że jest w szpitalu, muszę go zobaczyć. O czym ja mówię, przecież on ma szansę na przeżycie. Jest szansa. I choćby była najmniejsza, nie wolną wątpić, bo nadzieja umiera ostatnia. Będę tam dopóki jego serce nie przestanie bić. Do ostatniego uderzenia. Jest dla mnie bardzo ważny.
Czuję się okropnie. Śmierć Ellie, mamy, prawie straciłam miłość swojego życia. I teraz będę oglądać jak z Luka ulatuje życie. Nie chcę na to patrzeć. Położyłam głowę na poduszce, zakryłam twarz dłońmi. Theo wyszedł. Przez pierwszą chwilę nie zastanawiałam się po co. W końcu uświadomiłam sobie, że może zrobić coś głupiego, więc wyleciałam za nim. Stał na korytarzu, rozmawiał z lekarzem. Rozmowa była pobudzona, kłócił. Podeszłam i przytuliłam się do jego rękawa. Zza pleców usłyszałam znajomy głos.
-Jane…
Odwróciłam się, to Vice.
-To jest ten twój chłopak? – zapytał Vice.
Lekarz odszedł, Theo odwrócił się. Trzymaliśmy się za ręce. Vice był niższy niż Theo, mniej masywniejszy. Schowałam się za Theo jak za tarczą, jakby był w stanie obronić mnie przed wszystkim, nawet śmiercią.
-Tak. – przerwałam ciszę.
Vice wyciągnął dłoń w naszą stronę. Theo tylko na nią popatrzył, nie odezwał się ani słowem.
-Nie umie mówić? – zapytał Vice.
Theo był zdenerwowany, wybuchł na te słowa. Popchnął go na tle mocno, że Vice upadł, jednak szybko wstał. Widzę, że boi się Theo, w sumie mu się nie dziwie. Vice z uniesioną głową wycofał się z korytarza i wyszedł ze szpitala. Wróciliśmy do pokoju szpitalnego. Theo szybko spakował swoje rzeczy. Wytłumaczył mi, że rozmawiał z lekarzem.
-Co zamierzasz zrobić? – zapytałam.
-Zniszczyć tego psychopatę. – odparł pakując ostatnie rzeczy.
Podeszłam do niego i go przytuliłam, chciałam go uspokoić. Był spięty, zdenerwowany, rozumiem, że ma już dosyć.
-Nie narażaj się… - wyszeptałam.
-Niczego sam nie zdziałam… - odparł.
Jego usta były przy moim uchu, jego głos jest niski. Każdy dźwięk który wyszedł z jego ust był jak miód. Oddaliliśmy się lekko od siebie, ale nadal byliśmy blisko.
-Masz jakiś plan? – zapytałam.
-Na razie nie – powiedział. – Ale coś wymyślę…
Nasze usta były coraz bliżej, w końcu, stanęłam na palcach i moje wargi dotknęły jego ust.
-Chodźmy do domu. – wyszeptał.
Zrobiłam krok do tyłu. Chwycił swoją torbę i razem wyszliśmy ze szpitala. Na parkingu stał tylko jeden motor. Wsiedliśmy oboje, Theo prowadził. Byłam w niego wtulona, był moją tarczą, przed wiatrem i nie tylko.
Szybko dojechaliśmy do mieszkania, znów poczułam, uspokajający zapach drewna i kadzidła. Theo rzucił torbę na fotel i poszedł do łazienki. Zrobiłam nam kawę, mocną, tak jak lubię. Theo wziął prysznic i przebrał ubrania. Wypiliśmy kawę rozmawiając, zaraz potem wspólnie ruszyliśmy do ratusza.  

1 komentarz:

  1. Dzięki Twoim dedykacjom będę sławna XD
    Rozdział cudny <3 <3 <3
    Ten kto ma żyć, żyje, a Ty oczywiście znowu mi mówiłaś, że umrze ... :*
    Pisz dalej i czytaj moje opowiadanie( taka reklama musi być ) http://tacopiszeopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń