Nie daruję
Obudził mnie głośny dźwięk jakby pieśni. Wyjrzałam za
okno, na telewizorze widniał obraz Dylana, pod jego zdjęciem było napisane :
Wspaniały konstruktor, człowiek wielu talentów na zawsze w naszych sercach.
W pokoju była kompletna cisza, słyszałam bicie
własnego serca. Czułam narastający we mnie gniew, co się znowu stało. Czy umarł
z ręki wroga, za pomysł o uśpieniu miasta? Muszę się dowiedzieć, nie daruję
osobie która go zabiła. Szybko się ubrałam i wyszłam z mieszkania. Theo jeszcze
spał, nie chciałam go budzić. Do ratusza dojechałam szybko. Otworzyłam
kopniakiem drzwi do gabinetu Waltera, ten aż podskoczył na krześle.
-Co jest do cholery!? – zapytał.
-Kto zabił Dylana?! – wykrzyczałam.
Walter, wstał i powoli zbliżył się do mnie.
-Zginął z ręki snajpera. Po Alexie znaleźli kolejnego,
który zabija.
-Jak to się stało, że mają broń snajperską skoro
podobno przeszukaliście każdego?
-Nie było go wtedy w mieście, pewnie dostał rozkaz,
podobiznę Dylana i go zastrzelił.
Musiałam w głowie sobie to wszystko jeszcze raz
powtórzyć. Muszę zobaczyć Clarka, to musi być dla niego największy cios.
Stracił miłość myśląc, że nie ma już nikogo, po czym jednak okazuje się, że
jego brat żyje. A teraz go traci. To straszne, współczuję mu.
-Gdzie Clark? – zapytałam Waltera.
-Jest w pokoju obserwacyjnym, jeszcze nie skończył
swojej zmiany.
Ruszyłam do pomieszczenia w którym wskazał mi Walter, otworzyłam drzwi,
siedział w kącie, brwi miał ściągnięte, podkrążone oczy. Wygląda dokładnie tak
samo jak po śmierci Ellie. Podeszłam, położyłam mu rękę na ramieniu i
wyszeptałam:
-Tak mi przykro.
Nie odezwał się, stałam tak chwilę, nie potrafię
znaleźć słów w takiej sytuacji. Nie da się znaleźć w śmierci dobrych stron.
Dylan był taki młody, szkoda mi go.
-Clark, znajdę tego kto to zrobił, przyprowadzę ci go,
zobaczysz. Obiecuję.
Podniósł wzrok i popatrzył na mnie, jego dłoń nakryła
moją.
Wiem co robić, pójdę do Alexa, wypytam go o wszystkie
kryjówki snajperów, znajdę tą osobę, znajdę. Przed wyjściem z ratusza spotkałam
Theo, machnęłam ręką, żeby poszedł na za mną. Do szpitala jest nie daleko, nie
pojechaliśmy motorami. Po drodze opowiedziałam mu wszystko. Obiecał pomoc w tej
sprawie. Drzwi do szpitala były otwarte, ze środka wydobywał się dym. Na
korytarzu nie było nikogo. Drzwi do sali Alexa były otwarte, zwiał. Nie ma go w
sali, nie ma go w całym szpitalu. Na tyłach budynku siedział chłopak, wyglądał
na trochę starszego od Theo. Jego twarz była osmolona.
-Hej, co się stało w tym szpitalu? –zapytałam chłopaka.
-Jakiś koleś podłożył bombę i uciekł. – odparł.
-Jak to bombę z daleka budynek wygląda na
nienaruszony. – powiedział Theo.
-Bomba była o małym rażeniu, nikt nie umarł, niektórzy
są tylko ranni.
-Widziałeś, w którą stronę uciekł mężczyzna? –zapytałam.
Chłopak pokazał palcem na las, za nim jest miasto
naszego wroga, wszystko jasne. Popatrzyłam się na Theo, on na mnie. Oboje
dobrze wiedzieliśmy, że znowu będą poważne kłopoty. Chłopak wstał, otarł ręce o
spodnie i powiedział:
-Weźcie mnie do wojska.
-Jak się nazywasz? – zapytał Theo.
-Liam.
-Idź do ratusza i powiedz, że chcesz być żołnierzem.
Powołaj się na nas. – powiedział Theo.
-Ja jestem Jane a to Theo, będą wiedzieć o kogo
chodzi. - dodałam.
Sprawa ze znalezieniem snajpera będzie trudniejsza,
będę musiała sama przeszukać tamten las. Obiecałam to Clarkowi, a ja dotrzymuję
słowa.
Julka świetnie piszesz ! :3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie jakąś akcja w tym lesie. Pisz dalej 😘 Powodzenia i weny 💕
OdpowiedzUsuń