tło

tło
tło

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 37



                                        Krew
Wróciliśmy do ratusza. Jason wrócił, widzieliśmy jak rozmawia z Walterem. Uśmiechali się do siebie, chyba się pogodzili. Walter przywołał nas ręką, podeszliśmy.
-Dzisiaj wieczorem jedziemy do tamtego miasta. – powiedział Walter.
-Mamy się jakoś przygotować? – zapytał Theo.
-Jesteście przygotowani, do 17.00 macie czas wolny. – odparł.
-Gdzie się spotykamy?
-Tutaj.
Nie boję się tego wieczoru, wszyscy będą uśpieni, to bezpieczna akcja. Popatrzyłam na zegarek, dopiero 11.00. Ciekawe co będziemy robić do tego czasu. W sumie to najlepszym rozwiązaniem dla nas byłby powrót do mieszkania. Chyba tak zrobimy. Theo złapał mnie za rękę i razem wyszliśmy z ratusza. Na zewnątrz robi się coraz cieplej, gorąco mi w kurtce.
-Wolisz iść na spacer czy wrócimy do domu i zjemy obiad we dwójkę? – zapytał Theo.
-Obiad we dwójkę. – odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
Wsiedliśmy na motory i ruszyliśmy w stronę domu. Jechaliśmy przez wąskie, ciemne uliczki. Ostatnia ulica i jesteśmy w domu, pomyślałam.
Theo rozpalił w kominku a ja wzięłam się za przygotowanie obiadu. Warzywa i ryba, to mój ulubiony zestaw. Zjedliśmy razem, rozmawiając. Theo jest wspaniałym człowiekiem pod każdym względem: inteligentny, opiekuńczy, romantyczny, kochający, zabawny, przystojny. Posprzątaliśmy po obiedzie i mieliśmy dużo czasu dla siebie. Usiedliśmy na kanapie, naprzeciwko okna. Theo przysunął się do mnie i objął mnie, położyłam głowę na jego ramieniu.
Wspólnie spędzony czas minął nam bardzo szybko rozmawialiśmy, całowaliśmy się, śmialiśmy się. Uwielbiam spędzać czas razem z Theo.
Punktualnie na godzinę 17.00 byliśmy w ratuszu. Wszyscy czekali. Clark dał nam pistolety, tak na wszelki wypadek. Swój wsunęłam za pasek od spodni. Wszyscy gotowi, możemy ruszać. Niektórzy wsiedli do samochodów, niektórzy jechali motorami. Ja i Theo jechaliśmy ostatni, na naszych motorach. Wyznaczono nas do przeszukania, budynku dowództwa.
Gdy tylko przejechaliśmy przez bramę, od razu rzucił mi się w oczy wielki, zielony budynek z wielką flagą na czubku. Podjechaliśmy bliżej, na transparencie nad drzwiami pisało : Centrala dowództwa. Trafiliśmy. Wyciągnęłam pistolet, i powoli weszliśmy do środka. W holu leżeli ludzie, na podłodze, krzesłach, parapetach. Wszędzie śpiący ludzie.
-Rozdzielmy się, przeszukaj parter ja pójdę na piętro. – wyszeptałam.
Theo kiwnął głową. Ruszyłam w stronę schodów. Powoli i delikatnie stawiałam każdy krok. Tutaj również było wiele śpiących ludzi. Na końcu korytarza były drzwi, podeszłam po cichu i przystawiłam ucho do drzwi. Cisza. Otworzyłam drzwi kopniakiem i weszłam. W pokoju coś się poruszyło, to człowiek. Szybko odbezpieczyłam pistolet. Z wnęki wyszedł Alex.
-Sama tutaj? – zapytał.
-Czemu nie śpisz jak inni? – zapytałam celując w niego.
-Nie było mnie wtedy w mieście. – odparł i zrobił kilka kroków w moją stronę.
-Nie podchodź!
-Spokojnie…
W pewnym momencie Alex zrobił zamach i wytrącił mi pistolet z ręki. Podciął mi nogi. Upadłam i uderzyłam głową o coś bardzo twardego. Na karku poczułam krew.
Do pokoju wbiegł Theo, zobaczył, że leże na podłodze i patrzę na dłoń umazaną krwią. Rzuciła się z impetem na Alexa. Kopnął go w brzuch i uderzył kilka razy w twarz. Zrobił mu to samo co Alex mnie. Rzucił nim o podłogę. Alex stracił przytomność.

3 komentarze: