tło

tło
tło

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 46



                              Nie oddycha
Minął dzień minęła noc. Dzisiaj wieczór ruszamy. Strach ściska mi żołądek prawie nic nie jem, widzę, że  Theo też jest zdenerwowany. Boję się, że nawet jeśli przyjdzie stanąć mi do walki, ja będę sparaliżowana i nawet się nie ruszę. Poddam się na starcie, to jest najgorsze. Plecaki spakowane, wszystko gotowe. Wychodzimy z mieszkania, przed nim tłum ludzi. Dokładnie tak jak przed pierwszym wyjazdem tutaj. Wszyscy stoją klaszczą, gwiżdżą, krzyczą. Czuję napływające łzy, ze strachu. Każda następna minuta jest dla mnie coraz gorsza, coraz bardziej się boje. Sama nie wiem czemu. 17.00 to czas w którym ruszymy. Zegar pokazuje godzinę 17.00 czuję jak żołądek podchodzi mi do gardła, czuję bicie własnego serca, które zaraz rozerwie mi pierś. Plan jest prosty: jedziemy do lasu na motorach, potem całe poszukiwania będziemy przeprowadza pieszo. Uśmiechamy się do tłumu, Walter podaje nam ręce, i ściska każde z nas. Wsiadamy na motor i ruszamy, strażnik otwiera nam bramę. Stąd widać już las, wieki, gęsty las. Zsiadamy z motorów i ruszamy. Wyjmuję z plecaka nadajnik i zakładam na rękę, jest wielkości zegarka. Sprawdzam czy pistolet jest na swoim miejscu. Wchodzimy. Powoli, Theo idzie pierwszy, odrzuca gałęzie oraz liście. Pod stopami słyszę łamane gałęzie. Jest już za późno żeby się wycofać. W tłumie nie widziałam Clarka, w sumie mnie to zdziwiło. Obiecałam, że przyprowadzę zabójcę do niego, obiecałam. I słowa dotrzymam. Już za późno na strach, teraz trzeba zrobić swoje. Słyszę muzykę, lekką, skrzypce, fortepian. Skąd pochodzi ta muzyka. Wyciągam pistolet zza paska. Theo robi to samo. Po cichu stawiamy każdy krok, praktycznie nas nie słychać. Widzę, polanę, małą jakby ręcznie zrobioną. Zielony namiot na środku, nie ma tutaj nikogo. Leśne łóżko, mały, drewniany stolik a na nim garnek, w środku kawa. Sprawdzam temperaturę kawy, ciepła ktoś był tutaj nie dawno. Odwracam się oczami przeszukuję każdy metr. Pusto, cisza, nie ma nikogo. Theo przeszukuje rzeczy w namiocie. Znalazł pistolet i dziwne pudełko. Pod materacem. Wbiegłam do namiotu, odrzuciłam materac. Jest. Wielka snajperka.
-O mój boże! – krzyknęłam.
Theo podnosi snajperkę i odbezpiecza. Zza pleców słyszymy kroki i męski niski głos:
-To chyba moje. – mówi.
Odwracam się celując pistoletem. Felipe.
Theo od razu się na niego rzucił, okładał go pięściami. Dzieje się to czego się obawiałam, jestem kompletnie sparaliżowana, ze strachu. Zamykam oczy wdech wydech. Strzelam. Theo który był nad Felipe i okładał go pięściami odskoczył gdy zobaczył krew na jego piersi. Zabiłam go… Pistolet wypada mi z ręki, opadam bez władnie na ziemię. Słyszę głosy, mam obraz mamy przed oczami. Już dobrze, wstaje otrzepuję spodnie, widzę Theo patrzącego na zwłoki Felipe. Z jego ust wypływa krew to straszny widok. Robi mi się nie dobrze. Znów zza pleców słyszę głos, męski.
-Brawo! Zabiłaś człowieka.
Odwracam się. Alex.
-Ty robiłeś to wiele razy.
Alex podbiega do Theo, przykłada mu do żeber urządzenie, Theo opada bezwładnie na ziemię. Zaczynam wrzeszczeć, rzucam się na kolana. Płacze. Theo podskakuje na ziemi, jakby poraził go prąd. Alex powolnym krokiem podchodzi do mnie, łapie za rękę i podnosi. Wstaję, i zaczynam walić mu pięściami po klatce piersiowej. Trzyma mnie mocno za nadgarstki.
-Zniszczyłem konkurencję.
-Jesteś potworem!
Co on ma na myśli, mówiąc konkurencję. Czy chodzi tutaj o mnie czy o stan państwa. Wyrywam się i podbiegam do Theo. Leży, nie rusza się. Przykładam ucho do ust. Nie oddycha. Po kryjomu wyciągam z kieszeni nóż. Odwracam ise z impetem i rzucam w Alexa. Trafiam. Alex ma nóż wbity w serce, upada na kolana. Z jego ust wypływa krew. Zabiłam kolejnego. Próbuję wezwać pomoc na nadajniku, kilka w co popadnie. W końcu słyszę huk, to samolot. Przyleciał na pomoc. Z samolotu zlatuje wielka jakby łódź, a w niej Jason. Razem wkładamy ciało Theo i wciągają nas do samolotu. Samolot od razu leci do szpitala.
Jezu, błagam cię spraw aby jego serce znów zaczęło bić. Nie pozwól, żeby mnie zostawił. Kocham go… Błagam cię, sprowadź go z powrotem. Błagam…

2 komentarze:

  1. Juleczko kochana. Mój poprzedni komentarz był mało rozwinięty, ale po naszej rozmowie przed chwilą mogę go rozwinąć .
    Super, że Theo Ż Y J E i będzie Ż Y Ć.
    Rozdział jak zwykle wspaniały .

    OdpowiedzUsuń