Pomoc strategiczna
Przeszliśmy
całe miasto, żeby dojść do naszego nowego apartamentu. Duży, biały budynek z
wielkimi oknami. Weszliśmy, na środku korytarza stała winda. Theo kliknął
guzik, dojechaliśmy na samą górę. Po wyjściu z windy ukazał mi się piękny
pokój. Panowały tutaj barwy ciepłe, drewniana podłoga, czerwone zasłony,
pomarańczowe ściany. Kominek przy ścianie.
-Pięknie
tutaj. – powiedziałam. W moich słowach było słychać zachwyt.
-Fajnie, że
ci się podoba, kochanie.
W drugim
pomieszczeniu była sypialnia, tak samo jak w tamtym pokoju, drewniana podłoga,
pomarańczowe ściany. Między łóżkami było wielkie okno. Widać z niego całe
miasto, wielkie budynki, ogrody, park. Wszystko. Otworzyłam małe drzwi, obok
stolika nocnego. Mała, skromna łazienka z wanną. Marzę o kąpieli. Na razie nie
mogę sobie na to pozwolić. Za 30 minut mamy być w gabinecie prezydenta. Theo
stał w jadalni, kroił warzywa.
-Robisz
kolację? –zapytałam.
-Tak, jak
wrócimy to zjemy.
Podeszłam do
niego i przytuliłam go. Jego usta dotknęły mojego czoła.
-Chodźmy. –
wyszeptał.
Zjechaliśmy
windą i ruszyliśmy w stronę ratusza. Przed budynkiem stały dwa czarne, duże
samochody z przyciemnianymi szybami. Pewnie przyjechali przedstawiciele naszego
miasta, pomyślałam. Weszliśmy do środka, Walter rozmawiał z jakimś młodym
mężczyzną. Brunet średniego wzrostu, ubrany w niebieski mundur. Jest od nas. Clark
i Luke weszli do ratusza. Clark stanął u progu, jakby zobaczył kogoś, kogo się
bał. Brunet odwrócił się w naszą stronę.
-Clark?
-Dylan.
Podeszli do
siebie, chwilę na siebie patrzyli. Clark wygląda na młodszego.
-Myślałem,
że nie żyjesz. – powiedział Clark.
-To samo mogę
powiedzieć do tobie, chudy.
Clark mówił
mi, że gdy umarła Ellie nie miał nikogo. Pewnie myślał, że jego brat nie żyje.
-Przyjaciele,
z obozu drugiego przyjechała pomoc strategiczna. – powiedział Walter.
-Czyli
jednak coś w końcu zrobimy. – powiedział Luke.
Walter
popatrzył na niego gniewnym wzrokiem i zapytał:
-Gdzie
Jason?
-Po waszej
kłótni wrócił do miasta. – odparł Theo.
-Wyślij mu
wiadomość, że jest nam bardzo potrzebny. – powiedział Dylan.
Weszliśmy do
gabinetu, prezydent czekał już ze swoją asystentką.
-Są wszyscy?
–zapytał prezydent.
-Brakuje
Jasona. – zawiadomił Clark.
-Przekażecie
mu ustalenia z dzisiejszej narady. – odparł.
-Wszyscy
bardzo dobrze wiemy, że chcecie w końcu dokopać im za to co nam zrobili. – zaczął
Walter. – Dylan wpadł na bardzo dobry pomysł.
-Kilka
miesięcy temu, skonstruowałem granat dźwiękowy. Emituje dźwięk usypiający,
wszystkie żywe istoty które usłyszą ten dźwięk przejdą w stan hibernacji na
około tydzień. W tym czasie mamy władzę nad ich miastem.
-Zabijmy
wtedy dowódcę ich miasta. – powiedział Luke.
-Nie możemy
tego zrobić, ich ludzie z gniewu zaatakują sami. – odmówił prezydent.
-Jak wyślemy
te granaty? – zapytałam.
-Przez
wyrzutnie będzie najbezpieczniej. – powiedział Dylan.
-Jaka w tym
nasza rola? – zapytał Theo.
-Po wysłaniu
granatów, trzeba przeszukać dowództwo. – powiedział Walter.
-Kiedy
wysyłamy granaty? – zapytał Clark.
-Jak
najszybciej. – odparł Walter.
-Dylan czy
możesz wystrzelić to dzisiaj wieczorem?
-Tak, będę
potrzebował dwóch osób do pomocy. Clark, Luke możecie? –zapytał.
Kiwnęli
głowami zgadzając się na prośbę.
-No to mamy
wszystko ustalone, przez teleskop w pomieszczeniu obserwacyjnym będziemy
widzieć czy granat zadziałał.
-Dziękuje za
naradę, dobranoc.
Wyszliśmy
wszyscy z sali. Theo i ja ruszyliśmy do garażu po motory, nie chciało mi się
wracać pieszo.
Theo
rozpalił w kominku, przy stole zjedliśmy kolację. Rozmawialiśmy o wspólnej
przyszłości. Po kolacji skorzystałam z naszej nowej wanny. Nowy apartament
bardzo mi się podoba.
Mam nadzieję,
że plan Dylana się sprawdzi wtedy będziemy mieli przewagę nad przeciwnikiem.
Może uda nam się jednak podpisać ten pakt.
Jak już wiesz, przeczytałam dwa razy i B A R D Z O mi się podobało. Pisz dalej :*
OdpowiedzUsuńJuż biegnę :D
UsuńI kolejny, świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńPisz dalej, rozwijasz się ♥
http://kuinawi-blog.blogspot.com/