tło

tło
tło

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 38



Dziękuje
Strasznie bolała mnie głowa, straciłam przytomność. Obudził mnie wielki wybuch. Lekko rozchyliłam powieki, słońce bardzo mnie raziło. Theo je zasłonił.
-Co to był za wybuch? – wyszeptałam.
-Wysadzili magazyn. – odparł Theo, gładząc mnie po policzku.
-Co się stało? – wymamrotałam.
-Alex, rzucił tobą o podłogę.
Gdy wypowiadał te słowa, słyszałam w jego głosie gniew, wręcz nienawiść. Na drugim końcu pokoju leżał Alex. Cały we krwi, nadal nie przytomny.
-Czy on żyje?
-Żyje, co chwile sprawdzam mu puls.
-Wracajmy.
-Zaraz przyjdą tu z noszami dla ciebie.
Położyłam delikatnie głowę i zamknęłam oczy. Każdy oddech mnie bolał, każdy wdech był dla mnie męczarnią. Chcę zasnąć, chcę to ominąć. Bardzo bolała mnie głowa, każdy najdrobniejszy dźwięk przyprawiał mnie o mdłości. Czuję włosy przyklejone do karku, całe plecy, dłonie, ręce mam we krwi.
Zasnęłam, kompletnie nic nie czułam. Przez sen widziałam Alexa, podchodzącego w moją stronę. Ten jego uśmieszek, sposób patrzenia. Odwracam się, żeby uciec, z drugiej strony jest Jean. Uśmiecha się tak samo jak Alex, oboje idą w moją stronę. Nie mam gdzie uciekać. Rzucam się na kolana i zaczynam wrzeszczeć.
W tym samym momencie budzę się w mojej sypialni. Obok mnie leży przerażony Theo, gładzi mnie po włosach.
-Już dobrze, to tylko sen.
Nie wiem skąd wzięłam siły ale przysunęłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu.
-Mamy w domu coś na ból głowy? – zapytałam.
-Dałem ci zastrzyk, zaraz zadziała.
-Dziękuje, że się mną zaopiekowałeś.
-To mój obowiązek. – powiedział i jego usta lekko dotknęły moich warg.
Od razu poczułam napływającą energie, nie od zastrzyku, od pocałunku Theo. Tylko on jest wstanie przekazać mi taką energię. Zbliżyłam się i pocałowałam go, raz, drugi trzeci. Znów zasnęłam w jego ramionach. Przez sen słyszałam jak deszcz uderza o okna. Otworzyłam lekko oczy, Theo nie spał, przyglądał mi się. Zobaczył, że już nie śpię i przytulił. Jego usta dotykały mojego czoła.
-Wyjdziemy na świeże powietrze? – zapytałam.
-Przecież pada deszcz.
-Proszę…
-No dobrze.
Wstaliśmy, ubrałam kurtkę. Wzięliśmy parasol i zjechaliśmy windą w dół. Padała lekka mżawka. Wzięłam głęboki wdech. Uwielbiam zapach i lekki chłód deszczu. Chwyciłam za rękę Theo, i razem staliśmy pod parasolem, bez większego celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz