Wieczór
Praktycznie całą noc spędziliśmy patrząc w gwiazdy. Dużo
rozmawialiśmy, na temat naszej wyprawy. Jutro wieczór, to pora, w której
wyruszymy na poszukiwania. Dawno wybiłam sobie z głowy strach, ale pamiętam, że
musze na siebie uważać. Dla taty. Nie zapomniałam o prośbie mamy, nie chcę,
żeby tato cierpiał. Nad ranem widział go przed szpitalem. Opierał się o
barierkę patrzył na przed siebie, nic więcej. Jego smutna, zmęczona mina,
sprawia, że chce mi się płakać. Z całych sił próbuję zatrzymać łzy, i przez to
wydaję z siebie dziwny szloch. Theo to usłyszał, przytulił mnie mocniej. Jego
kciuk gładził mój policzek. Chcę i muszę wziąć się w garść, teraz. Wstaję
otrzepuję spodnie i schodzę do pokoju. Pakuję plecak szybko. Mówię Theo,
żebyśmy wracali do miasta, i zabrali tatę ze sobą. Pakujemy się i ruszamy w
stronę szpitala. Tato nadal jest oparty o barierkę, gdy mnie zauważa stara się
uśmiechnąć.
-Tato, możesz pojechać z nami do miasta? Załatwiłam ci już pracę.
– zaczęłam.
-Jane, nie zostawię wszystkiego i nie wyjadę, tak nie można.
-Teraz będziemy widywać się bardzo rzadko. – odparłam z
rezygnacją.
-Przyjeżdżaj zawsze gdy będziesz mogła. – powiedział.
Pocałował mnie w czoło i zrobił znak krzyża. Jego kącik ust
znowu wykrzywił się do góry. Widzę w jego oczach, że chce dodać mi otuchy,
sprawić aby stała się silniejsza. Dokładnie tak jak chciała tego mama.
Nie będę go już więcej prosiła, podjął decyzje, może i ma
rację. Nie będę się nad tym zastanawiać. Teraz chcę znaleźć snajpera jak
najszybciej i wrócić tutaj, do taty.
Razem z Theo wsiedliśmy na motory i ruszyliśmy w drogę
powrotną do miasta. Robi się coraz jaśniej, dzisiaj będzie piękna pogoda.
Niczym wrócimy do mieszkania, wstąpiliśmy do jadalni w hotelu. Zjedliśmy
szybkie śniadanie. Żaden z nas nie miał nastroju do przygotowywania posiłku.
Dostałam wieczorem wiadomość, że w skrytce będę przygotowana broń. Weszłam do
mieszkania, Theo wyciągnął worek i położył na stół. Powoli wyciągał każdy
karabin, pistolet, granat, pudełko z amunicją.
Do naszych plecaków wpakował nóż, granaty amunicje. Powiedział, że w
nocy będziemy spać w namiotach. Nie sądzę, żeby na akcji w lesie chciałoby mi
się spać. Wyobrażam sobie tą akcje. To straszna wizja, od razu staram się ją
odrzucić. Jesteśmy spakowani, mamy całe dwa dni wolnego. Walter już nie dawał
nam dyżuru i dobrze, to takie nudne. Ciekawe czy coś działo się w mieście przez
ostatni dzień. Robię sobie kawę i sięgam po gazetę. Wybudowali, nowy ośrodek
szkolenia żołnierzy, jak miło. Jest tutaj informacja o naszej jutrzejszej
akcji, znów będą krzyczeć, że jesteśmy bohaterami choć wcale się tak nie czuję.
Teraz zostaje mi tylko czekać, czekać. Czuję, że czas specjalnie będzie mi
wolno płyną, bo chcę mieć to już za sobą. Odkładam gazetę i kładę się na łóżko,
Theo robi to samo. Razem tak leżymy w ciszy, patrząc na biały, czysty sufit.
Jesteśmy gotowi, teraz tylko wyluzować i czekać. Tyle.
HahahHahhHa okłamałaś mnie.
OdpowiedzUsuńCzbyli już nie muszę do Ciebie jechać <3