Wykorzystajmy
to
Wstałam w środku nocy. Poszłam do łazienki, wzięłam
szybki prysznic. Umyłam zęby i zaczesałam włosy na samurajka. Zrobiłam
śniadanie dla mnie i Theo. Zaparzyłam sobie kawę i
usiadłam w fotelu przed oknem. W pokoju panuje zupełna cisza słyszę bicie
własnego serca. Codziennie marzę o tym, żeby choć na chwilę zapomnieć o tym co
się dzieje. Marzę, żeby wyjechać z Theo i do końca życia być bezpiecznym poza
miastem. Łykiem kawy odrzucam te marzenia. Nie mogę myśleć jak tchórz,
powtarzam sobie w duchu. Z kolejnym łykiem ciepłej kawy, wpadł mi do głowy
pomysł.
Możemy wykorzystać to, że są uśpieni. Okraść ich
magazyny, zniszczyć fabryki, tak aby byli bezbronni. Żeby nie mieli się czym
bronić. Czuję, że to świetny pomysł. Wtedy będą zmuszeni podpisać z nami pakt o
nieagresji. Słyszę skrzypienie drewnianej podłogi, Theo wstał.
-Śniadanie masz na stole. Pośpiesz się, mam świetny
pomysł. Musimy jak najszybciej udać się do Waltera.
Opowiedziałam mu o wszystkim, o moim planie. Przyznał,
że jest świetny. Miejmy nadzieję, że plan Dylana wypalił. Bo jak nie to nikt
już nie będzie wiedział co robić. Theo zjadł szybko, widać było po nim, że był
głodny. Ubraliśmy kurtki i zjechaliśmy windą w dół. Idąc do garażu złapał mnie
za rękę i wyszeptał:
-Dzięki twojemu pomysłowi, możemy obejść się bez
wojny.
Czułam się doceniona, to fantastyczne uczucie. Motory
czekały na parkingu przed budynkiem. Do ratusza dojechaliśmy szybko. Jest
wcześnie rano, na korytarzu jest całkowicie pusto. Podeszliśmy do gabinetu
prezydenta i zapukaliśmy. Usłyszeliśmy przez drzwi:
-Proszę!
Weszliśmy powoli, prezydent siedział na kanapie i
patrzył przez okno. Dokładnie tak samo jak ja.
-Panie prezydencie, Jane wpadła na fantastyczny
pomysł. – zaczął Theo.
Opowiedziałam prezydentowi o całej idei. Po jego minie
widziałam, że jest zachwycony.
-Czy plan Dylana się sprawdził? – zapytał Theo.
-Tak, rano dostałem raport. Całe ich miasto śpi.
-Wspaniale. – odpowiedziałam.
Przeprosiliśmy prezydenta i wyszliśmy z gabinetu. Na
własne oczy chciałam zobaczyć śpiące miasto. Weszliśmy do pokoju, przy jednym z
ekranów siedział Dylan. Jemu również opowiedziałam o pomyśle. Był zachwycony,
nie on jeden.
Weszłam po schodkach na górę, teleskop stał przy
oknie, wycelowany w miasto. Dzisiaj widać wszystko, świeci słońce jest
bezchmurnie. Na chodnikach leżeli ludzie. Ten widok może i był fascynujący ale
jednocześnie przerażający. Gdyby osoba z zewnątrz zobaczyła obrazki z tego
miasta, myślałaby że bestialsko zabiliśmy tych ludzi. Poczułam serce w gardle.
Zbiegłam na dół, do moich oczu podpływały już łzy.
-Dylan oni się obudzą prawda?!
-Tak, sprawdziliśmy dokładnie ten dźwięk. Spokojnie. –
położył mi rękę na ramieniu.
-Obyś się nie mylił. – powiedziałam strącając jego
dłoń z mojego ramienia.
Wybiegłam z pomieszczenia, wyszłam na świeże
powietrze. Przeszłam przez drogę i weszłam do parku. Wysokie drzewa, nisko
ścięta trawa, kwiaty kwitnące na wszystkie kolory. Usiadłam na ławkę, wsunęłam
dłonie do kieszeni.
Czułam, że nadejdzie taki moment, że w końcu
wybuchnę. To jest ten moment. Gdy byłam
dzieckiem miałam podobnie. Nie było konkretnego powodu do płaczy a mimo to,
siadałam w kącie i płakałam. Odkąd trafiłam do wojska, nie było jeszcze takiego
wybuchy, ale wiedziałam, że prędzej czy później ten moment nadejdzie.
Zauważyłam, że przez bramę do parku wszedł Theo.
Podszedł i usiadł obok mnie na ławce. Objął mnie ramieniem. Jego twarz była
wplątana w moje włosy. Kocham go za to, że zawsze gdy go potrzebuje jest przy
mnie.
Świetne, historia coraz bardziej się rozkręca! Czekam na kolejny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńŚwietne, historia coraz bardziej się rozkręca! Czekam na kolejny rozdział ❤
OdpowiedzUsuń