tło

tło
tło

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 36



                        Wykorzystajmy to
Wstałam w środku nocy. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. Umyłam zęby i zaczesałam włosy na samurajka. Zrobiłam śniadanie dla mnie i Theo.  Zaparzyłam sobie kawę i usiadłam w fotelu przed oknem. W pokoju panuje zupełna cisza słyszę bicie własnego serca. Codziennie marzę o tym, żeby choć na chwilę zapomnieć o tym co się dzieje. Marzę, żeby wyjechać z Theo i do końca życia być bezpiecznym poza miastem. Łykiem kawy odrzucam te marzenia. Nie mogę myśleć jak tchórz, powtarzam sobie w duchu. Z kolejnym łykiem ciepłej kawy, wpadł mi do głowy pomysł.
Możemy wykorzystać to, że są uśpieni. Okraść ich magazyny, zniszczyć fabryki, tak aby byli bezbronni. Żeby nie mieli się czym bronić. Czuję, że to świetny pomysł. Wtedy będą zmuszeni podpisać z nami pakt o nieagresji. Słyszę skrzypienie drewnianej podłogi, Theo wstał.
-Śniadanie masz na stole. Pośpiesz się, mam świetny pomysł. Musimy jak najszybciej udać się do Waltera.
Opowiedziałam mu o wszystkim, o moim planie. Przyznał, że jest świetny. Miejmy nadzieję, że plan Dylana wypalił. Bo jak nie to nikt już nie będzie wiedział co robić. Theo zjadł szybko, widać było po nim, że był głodny. Ubraliśmy kurtki i zjechaliśmy windą w dół. Idąc do garażu złapał mnie za rękę i wyszeptał:
-Dzięki twojemu pomysłowi, możemy obejść się bez wojny.
Czułam się doceniona, to fantastyczne uczucie. Motory czekały na parkingu przed budynkiem. Do ratusza dojechaliśmy szybko. Jest wcześnie rano, na korytarzu jest całkowicie pusto. Podeszliśmy do gabinetu prezydenta i zapukaliśmy. Usłyszeliśmy przez drzwi:
-Proszę!
Weszliśmy powoli, prezydent siedział na kanapie i patrzył przez okno. Dokładnie tak samo jak ja.
-Panie prezydencie, Jane wpadła na fantastyczny pomysł. – zaczął Theo.
Opowiedziałam prezydentowi o całej idei. Po jego minie widziałam, że jest zachwycony.
-Czy plan Dylana się sprawdził? – zapytał Theo.
-Tak, rano dostałem raport. Całe ich miasto śpi.
-Wspaniale. – odpowiedziałam.
Przeprosiliśmy prezydenta i wyszliśmy z gabinetu. Na własne oczy chciałam zobaczyć śpiące miasto. Weszliśmy do pokoju, przy jednym z ekranów siedział Dylan. Jemu również opowiedziałam o pomyśle. Był zachwycony, nie on jeden.
Weszłam po schodkach na górę, teleskop stał przy oknie, wycelowany w miasto. Dzisiaj widać wszystko, świeci słońce jest bezchmurnie. Na chodnikach leżeli ludzie. Ten widok może i był fascynujący ale jednocześnie przerażający. Gdyby osoba z zewnątrz zobaczyła obrazki z tego miasta, myślałaby że bestialsko zabiliśmy tych ludzi. Poczułam serce w gardle. Zbiegłam na dół, do moich oczu podpływały już łzy.
-Dylan oni się obudzą prawda?!
-Tak, sprawdziliśmy dokładnie ten dźwięk. Spokojnie. – położył mi rękę na ramieniu.
-Obyś się nie mylił. – powiedziałam strącając jego dłoń z mojego ramienia.
Wybiegłam z pomieszczenia, wyszłam na świeże powietrze. Przeszłam przez drogę i weszłam do parku. Wysokie drzewa, nisko ścięta trawa, kwiaty kwitnące na wszystkie kolory. Usiadłam na ławkę, wsunęłam dłonie do kieszeni.
Czułam, że nadejdzie taki moment, że w końcu wybuchnę.  To jest ten moment. Gdy byłam dzieckiem miałam podobnie. Nie było konkretnego powodu do płaczy a mimo to, siadałam w kącie i płakałam. Odkąd trafiłam do wojska, nie było jeszcze takiego wybuchy, ale wiedziałam, że prędzej czy później ten moment nadejdzie.
Zauważyłam, że przez bramę do parku wszedł Theo. Podszedł i usiadł obok mnie na ławce. Objął mnie ramieniem. Jego twarz była wplątana w moje włosy. Kocham go za to, że zawsze gdy go potrzebuje jest przy mnie.

2 komentarze:

  1. Świetne, historia coraz bardziej się rozkręca! Czekam na kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, historia coraz bardziej się rozkręca! Czekam na kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń