Mamo!
Spakowałam jak najszybciej plecak i wyszłam. Umówiłam
się z Theo, że dojedzie do mnie. Miał jakąś sprawę do załatwienia. Jest wczesny
poranek. Chyba poczekam, aż rodzice wstaną, nie będę ich budzić. Wsiadłam na
motor, założyłam kaptur i odpaliłam. Ruszyłam z impetem, całą drogę jechałam
szybko. Nie mam dużej wprawy w prowadzeniu motoru, mimo wszystko dobrze mi
idzie. Trochę się tutaj zmieniło, wybudowali kilka wierzy obronnych, widzę, że
stoją na nich ludzie, obserwują mnie przez lornetki. Mam na sobie mundur,
pewnie mnie rozpoznali, skoro nie interweniują. Dojeżdżam do bramy, strażnik
otwiera mi wjazd i powoli wjeżdżam do obozu. Od razu kieruję się na szpital.
Parkuję motor i wchodzę do szpitala. Oboje są na korytarzu, rozmawiają, pewnie
mieli nocny dyżur. Podchodzę bliżej, ich rozmowa jest ożywiona, chyba się
kłócą. Nie zauważają mnie, dopiero gdy dotykam ramienia mamy odwraca się i
rzuca mi się na ramiona. Widzę jak do jej oczu podchodzą łzy. Łzy szczęścia.
Sama nie do końca panuję nad emocjami w tej sytuacji.
-Wróciłaś. – wyszeptał Tato, stojący obok.
-Na krótko, niestety.- odpowiedziałam hamując łzy.
Gdy powiedziałam te słowa po policzku spłynęła mi łza.
Rodzice powiedzieli, że właśnie skończyli dyżur i mają już wolne. Poszliśmy do
ich mieszkania. Przed wyjazdem powiedziałam sobie, że nie powiem im o tym, że
będę szukać zamachowca. Ale nie wytrzymała, potrzebowałam słów otuchy, oczekiwałam
od nich, że wsparcia. Nie zawiodłam się, całe szczęście.
Zjedliśmy razem śniadanie. Przez cały czas, mama
podejrzanie kaszlała. Zaniepokoiło mnie to. Mama uspokajała, mówiła, że jest
przeziębiona. Znam ją na tyle, wiem że kłamie. Przyłożyła do ust chusteczkę i
znowu mocno kaszlnęła. Gdy odsunęła ją od ust, zobaczyłam, że zarówno jej usta
jak i chusteczka są całe w krwi. Mój tato od razu interweniował, zabrał ją do
pokoju szpitalnego. Podłączył jakieś kabelki, mama zasnęła. Usiadłam obok
łóżka, na którym leżała, trzymałam jej dłoń, była zimna, wilgotna. Zaraz gdy
przyjechałam, widziałam, że mama nie czuje się najlepiej. Była i jest blada,
zimna. Z monitora leżącego na stole dochodzi dźwięk, który mnie w jakiś sposób
uspokaja. Dźwięk jest przerywany, ma rytm bicia serca. W pewnym momencie staje
się ciągłą linią. Wiem co to znaczy, jestem dzieckiem lekarzy. Mama zmarła.
Wstałam i kopnęłam krzesło na którym siedziałam. Straciłam mamę, to dobry
pretekst do załamania. Mam dość trzymania wszystkich emocji w sobie, chcę je wyrzucić.
Zaczynam wrzeszczeć, płakać. Tato wbiega do pokoju, widzę na jego policzkach
łzy. Podszedł do mnie, leżę zwinięta w kulkę pod ścianą. Obejmuje mnie, kładę
głowę na jego ramieniu.
-Od dawna chorowała? – powiedziałam przez łzy.
-Cierpiała. – odpowiedział tato z bólem.
-Dlaczego!? Boże dlaczego!?
-Ciiiii…
Tato gładził mnie po włosach. Nic nie jest wstanie
poprawić mi teraz humoru. I nie wiem czy kiedykolwiek, ktokolwiek ujrzy na
mojej twarzy uśmiech. Najgorszy dzień w moim życiu, zdecydowanie. Patrzę jak
mama leży, cała blada, wklęsłe policzki, podkrążone oczy. To straszny widok.
Widzę krzyż na ścianie i zadaję sobie pytanie, dlaczego? Nigdy, nikt nie
udzieli mi na to odpowiedzi. Nie wiem, czy uda mi się jeszcze po tym pozbierać,
mimo, że bardzo chcę. Chcę stać się silniejsza, przez te wszystkie wydarzenia.
Nie wiem czy mi się to uda.
Żartujesz sobie ?!!!? Ja tu odkrywam się od historii, aby przeczytać, a Ty zabiłaś jej matkę. Żarty sobie robisz. Jak w ogole śmiałaś???
OdpowiedzUsuń