tło

tło
tło

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 43



Mamo!
Spakowałam jak najszybciej plecak i wyszłam. Umówiłam się z Theo, że dojedzie do mnie. Miał jakąś sprawę do załatwienia. Jest wczesny poranek. Chyba poczekam, aż rodzice wstaną, nie będę ich budzić. Wsiadłam na motor, założyłam kaptur i odpaliłam. Ruszyłam z impetem, całą drogę jechałam szybko. Nie mam dużej wprawy w prowadzeniu motoru, mimo wszystko dobrze mi idzie. Trochę się tutaj zmieniło, wybudowali kilka wierzy obronnych, widzę, że stoją na nich ludzie, obserwują mnie przez lornetki. Mam na sobie mundur, pewnie mnie rozpoznali, skoro nie interweniują. Dojeżdżam do bramy, strażnik otwiera mi wjazd i powoli wjeżdżam do obozu. Od razu kieruję się na szpital. Parkuję motor i wchodzę do szpitala. Oboje są na korytarzu, rozmawiają, pewnie mieli nocny dyżur. Podchodzę bliżej, ich rozmowa jest ożywiona, chyba się kłócą. Nie zauważają mnie, dopiero gdy dotykam ramienia mamy odwraca się i rzuca mi się na ramiona. Widzę jak do jej oczu podchodzą łzy. Łzy szczęścia. Sama nie do końca panuję nad emocjami w tej sytuacji.
-Wróciłaś. – wyszeptał Tato, stojący obok.
-Na krótko, niestety.- odpowiedziałam hamując łzy.
Gdy powiedziałam te słowa po policzku spłynęła mi łza. Rodzice powiedzieli, że właśnie skończyli dyżur i mają już wolne. Poszliśmy do ich mieszkania. Przed wyjazdem powiedziałam sobie, że nie powiem im o tym, że będę szukać zamachowca. Ale nie wytrzymała, potrzebowałam słów otuchy, oczekiwałam od nich, że wsparcia. Nie zawiodłam się, całe szczęście.
Zjedliśmy razem śniadanie. Przez cały czas, mama podejrzanie kaszlała. Zaniepokoiło mnie to. Mama uspokajała, mówiła, że jest przeziębiona. Znam ją na tyle, wiem że kłamie. Przyłożyła do ust chusteczkę i znowu mocno kaszlnęła. Gdy odsunęła ją od ust, zobaczyłam, że zarówno jej usta jak i chusteczka są całe w krwi. Mój tato od razu interweniował, zabrał ją do pokoju szpitalnego. Podłączył jakieś kabelki, mama zasnęła. Usiadłam obok łóżka, na którym leżała, trzymałam jej dłoń, była zimna, wilgotna. Zaraz gdy przyjechałam, widziałam, że mama nie czuje się najlepiej. Była i jest blada, zimna. Z monitora leżącego na stole dochodzi dźwięk, który mnie w jakiś sposób uspokaja. Dźwięk jest przerywany, ma rytm bicia serca. W pewnym momencie staje się ciągłą linią. Wiem co to znaczy, jestem dzieckiem lekarzy. Mama zmarła. Wstałam i kopnęłam krzesło na którym siedziałam. Straciłam mamę, to dobry pretekst do załamania. Mam dość trzymania wszystkich emocji w sobie, chcę je wyrzucić. Zaczynam wrzeszczeć, płakać. Tato wbiega do pokoju, widzę na jego policzkach łzy. Podszedł do mnie, leżę zwinięta w kulkę pod ścianą. Obejmuje mnie, kładę głowę na jego ramieniu.
-Od dawna chorowała? – powiedziałam przez łzy.
-Cierpiała. – odpowiedział tato z bólem.
-Dlaczego!? Boże dlaczego!?
-Ciiiii…
Tato gładził mnie po włosach. Nic nie jest wstanie poprawić mi teraz humoru. I nie wiem czy kiedykolwiek, ktokolwiek ujrzy na mojej twarzy uśmiech. Najgorszy dzień w moim życiu, zdecydowanie. Patrzę jak mama leży, cała blada, wklęsłe policzki, podkrążone oczy. To straszny widok. Widzę krzyż na ścianie i zadaję sobie pytanie, dlaczego? Nigdy, nikt nie udzieli mi na to odpowiedzi. Nie wiem, czy uda mi się jeszcze po tym pozbierać, mimo, że bardzo chcę. Chcę stać się silniejsza, przez te wszystkie wydarzenia. Nie wiem czy mi się to uda.

1 komentarz:

  1. Żartujesz sobie ?!!!? Ja tu odkrywam się od historii, aby przeczytać, a Ty zabiłaś jej matkę. Żarty sobie robisz. Jak w ogole śmiałaś???

    OdpowiedzUsuń