Chusteczka
Rozmawialiśmy z Ianem jeszcze chwile, potem wrócił do
oddziału miał jakieś zadanie do wykonania. Wstałam z łóżka i podreptałam do
kuchni. Theo siedział przy stole wcinając kanapkę i czytając gazetę.
-Fajny ten Ian co? – powiedział nie odrywając wzroku
od czasopisma.
Nie odpowiedziałam.
Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam szynkę. Theo wstał od
stołu i zamknął mi przed nosem drzwiczki. Popatrzyłam na niego zbulwersowana.
-O co ci chodzi? – zapytałam, odkładając pudełko z
mięsem na stół.
- Wiesz co… - zaczął. – Przeżyliśmy wiele chwil,
dobrych, złych, nie ważne. Przeżyliśmy je razem, gdy wszystko było nie tak, my
nadal byliśmy razem i darzyliśmy się uczuciem. Zakochałem się w tobie na dobre,
ale mam wrażenie, że bez wzajemności Jane.
Nie chciałam dalej tego słuchać. Już miał otwierać
usta, żeby mówić dalej ale przerwałam mu pocałunkiem. Namiętnym pocałunkiem.
Wcale nie zrobiłam tego, żeby dał mi spokój. Sama też upewniłam się w moich
uczuciach, kocham jego i tylko jego. Nic nie jest w stanie nas rozłączyć, nawet
my sami.
-Nadal masz wątpliwości? – zapytałam, uśmiechając się
do niego.
-Teraz już nie – odwzajemnił uśmiech.
Podskoczyłam i moje nogi objęły go w pasie. Podrzucił
mnie i przywarł do ściany, całowaliśmy się.
Siedzieliśmy wtuleni na kanapie, wschodziło słońce.
-Mam dużo pracy… - zaczęłam. – Może pojedziesz ze mną,
bo będę musiała zostać na noc w obozie.
-Prezydent mnie dzisiaj potrzebuje. – odparł. – Uważaj
na siebie. Proszę. – powiedział, całując mnie w czoło.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam mundur i wyszłam z
domu. Coś czuję, że będzie dzisiaj ostro grzało. Jest środek lata, bezchmurne
niebo, upał murowany. Wsiadłam na motor i popędziłam w stronę obozu. Brama była
otwarta, wjechałam do środka, zaparkowałam motor i poszłam na jadalnie. Wiem,
że pod moją nieobecność, oddziałem zajmował się James, więc nic nie zostało
zaniedbane. Miałam racje, wszyscy są na śniadaniu, również Ian. Usiałam obok niego,
trącając go ramieniem, jak kumpla. Ian się zaśmiał i lekko mi oddał.
-Dziękuje za opiekę. – powiedziałam.
-To mój obowiązek generale. – odparł grzebiąc widelcem
w talerzu.
Minął cały dzień ćwiczeń, siłownia, biegi, strzelnica,
odpoczynek. Oprócz wydawania rozkazów praktycznie nic nie robiłam, we wszystkim
wyręczał mnie James. Stałam tylko i pokazywałam palcem. Zapadł zmrok, dostałam
namiot niedaleko budynku dowództwa. Przebrałam się i wskoczyłam do łóżka.
Zarwałam ostatnią noc, więc zasnęłam bez problemu.
W środku nocy obudziły mnie rozmowy i kroki, ciężkie,
ociężałe kroki. Gdy otworzyłam oczy miałam nad sobą kobietę, w ręku trzymała
chusteczkę, patrzyła na mnie, z szyderczym uśmiechem.
-Dobranoc Generale… - zaśmiała się.
Nie zdążyłam się bronić, chusteczka którą trzymała
była przy moich ustach. Była na niej pomarańczowa substancja, gdy tylko dała mi
ją pod twarz, zakręciło mi się w głowie i zapadłam w głęboki sen.