tło

tło
tło

środa, 16 marca 2016

Rozdział 67

Rozdział 67
Tato wytłumaczył mi, że ma teraz dużo pracy na oddziale, więc nie może teraz rozmawiać. Dał mi klucze do mieszkania i powiedział żebym przygotowała coś na kolacje. Jason poszedł zobaczyć się ze starymi kumplami, a ja z Ianem do mieszkania. Pierwsze co zobaczyłam to ogromny bałagan, puste butelki po winie, nie pomyte naczynia w zlewie, porozrzucane ubrania po podłodze.
-Ehhh… Zajmij się kolacją, a ja ogarnę ten bajzel – powiedziałam do Iana z lekkim zmęczeniem.
Ian bez słowa wziął się do pracy przy obiedzie. Poskładałam ubrania, podkurzałam, ogarnęłam butelki. Wydawało mi się, że będzie z tym więcej roboty. Nie jestem zła na tatę, że był tutaj taki nie porządek, nadal cierpi po śmierci mamy.
-Od razu lepiej. – powiedziałam odkładając worek na śmieci. – Nastawię pranie i skończone.
-Kolacja gotowa, za ile będzie twój tata? – zapytał Ian rokładając talerze na stole.
Do domu wpadł Jason z uśmiechem, od razu usiadł przy stole.
- A ty co taki wesoły? – zapytałam opierając się na jego barkach.
-Bo spodziewam się pysznego posiłku od kucharza Iana. – zaśmiał się.
-A co jeśli ci powiem, że nie zasłużyłeś sobie na kolacje? – zapytał Ian.
-Daj mi jeść a nie takie głupoty gadasz. – odgryzł
-Darmozjad. – zaśmiał się podając mu talerz pełen jedzenia.
Tato przyszedł i zjedliśmy kolacje. Wszystkim bardzo smakowało wykwintne danie Iana. Usiedliśmy na kanapie, tato mi opowiadał co się u niego działo, jak praca itp.
-Gdzie jest Theo? Zachorował? – zapytał tata.
-Theo niestety nie żyje. – wyręczył mnie Ian, a ja odetchnęłam z ulgą, że po raz kolejny nie będę musiała wypowiadać tych słów.
Tato widział, że się rozklejam więc mocno mnie przytulił, wyszeptał, że wie co teraz czuje.
-Widzę, że niezłe porządki mi tutaj zrobiliście…
- Nie ma za co – odparłam.
Chwile jeszcze zostaliśmy, ale wszyscy chcieliśmy być na noc w domu, jutro mam szkolenia, więc musze być w obozie. Nie minęła dwudziesta a my zebraliśmy się i pojechaliśmy do domu. Standardowy plan: prysznic i do łóżka. Tym razem Jason nie przyszedł.
Obudziłam się rano, pełna energii do pracy, szybko włożyłam mundur. Dwa lenie jeszcze spały. Obudziłam ich gwizdem czajnika.
-Kawa gotowa, wstawajcie!!! – popędziłam jakby byli moimi poddanymi.
Zerwali się, ubrali, wypili kawe i byli gotowi do pracy. Pojechaliśmy jak zawsze motorami, mimo że padał deszcz. Dojeżdżaliśmy do bramy, ale nikt nie otwierał. Jason podszedł i próbował wciskać guzik, dopiero po paru minutach brama się otworzyła.
Na placu nie było nikogo, kompletnie nikogo, podjechaliśmy pod budynek dowództwa, ktoś tutaj jednak musi być pomyślałam. W środku był Tomas, generał oddziału 6, był ranny.
-Gdzie są wszyscy?! – zapytałam.
-Nic nie wiecie? Wróg zaatakował. Wszystkie oddziały są u bram miasta, walczą na śmierć i życie. – opowiedział Tomas.
Nogi się pode mną ugięły, Ian to zauważył i musiał mnie trzymać, żebym nie upadła.
-Tylko tego brakowało. – opowiedziałam, rzucając się do drzwi.

Zaczęło się, najgorszy scenariusz się spełnia…

1 komentarz: