tło

tło
tło

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 63



Niebo?
Straciłam czucie. Całkowita ciemność, nie widać nawet światełka w tunelu. Niebo? Kompletna cisza, nie słychać, nie czuć, nie widać kompletnie nic. Boję się zrobić krok, ale robię to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że znów mogę zobaczyć mamę. Czuję dotyk na dłoni, mocny, zdecydowany, jakby chciał pokazać mi stronę w którą mam się udać. Dotyk który chce zaprowadzić mnie do moich bliskich.
 -Umarłam? – zapytałam.
Głupie pytanie. Padł strzał, trafiłam do nicości. To koniec.
-Otwórz oczy… – powiedział znany mi głos. Czuły, niski, delikatny głos, który znałam.
-Nie chcę. – odpowiedziałam. Podobało mi się uczucie nicości.
-Jane, otwórz oczy…
Z przymusu uchyliłam powiekę, znów moim oczom ukazał się pokój w którym mnie zabito. Naprzeciwko widzę Theo z uniesionym pistoletem, i leżącego chłopaka który został raniony w plecy. Ian stoi przy mnie, jego ręka jest na moim ramieniu, próbuje mi przetłumaczyć, że żyje.
-Pozwól mi tam wrócić, zostaw… - powiedziałam strzepując jego dłoń z mojego ramienia.
-Jane przestań! Nie zostawiaj nas tutaj, potrzebuję cię Theo i ja.
Otworzyłam oczy, bo zależy mi na nich, zawsze są przy mnie gdy ich najbardziej potrzebuję. Theo stał z uniesionym pistoletem i z zaciśniętymi szczękami. Widziałam jak zbierają mu się łzy do oczu, wszystko to widziałam. Cierpi. Podbiegłam do niego bez wahania. Od razu pożałowałam moich słów, że chce ich tutaj zostawić i pójść tam, gdzie niby ma być lepiej. Wolę być tutaj przy nim. Kocham go…
Musiałam stanąć naprzeciwko żeby oderwał wzrok od zwłok chłopaka który chciał  mnie zabić.
-Uratowałeś mnie… - wyszeptałam tak, że tylko on to słyszał.
Ian wyciągną zwłoki na zewnątrz i zamknął drzwi. Zostaliśmy sami, ja i on.
Theo wyrwał się z mojego ucisku i odwrócił się do mnie plecami. Złapał się za głowę i wyszeptał:
-Boże co ja zrobiłem?
-Theo, przestań. Proszę… - powiedziałam  znów stawiając mu się przed oczyma. – Gdyby nie ty teraz patrzył byś na moje zwłoki.
Złapałam go za rękę.
-Jestem mordercą!!! Nie dotykaj mnie!
-Ja też! Ale oboje w słusznej sprawie! Zrozum to… powtórz sobie to co mówiłeś do mnie!
Theo rzucił się do drzwi i wybiegł, byłam tak zdziwiona, że nawet za nim nie pobiegłam. Oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam jak wbiega do lasu.
Ian podszedł do mnie, jego ręka znów spoczęła na moim ramieniu, próbował dodać mi nadziei, że wszystko wróci do normy.
-Pomożemy mu i wszystko będzie okej… - powiedział, jakby czytał mi w myślach.
-Przepraszam cię za te słowa Ian… wybacz mi – powiedziałam odrywając wzrok, a ten spoczął na jego oczach. Pięknych oczach nie mogłam przestać wpatrywać się w to piękno. Szaro niebieskie oczy, sama nie wiem jak je opisać, przepiękne, choć nawet to słowo jest niewystarczające.
Ian dłonią pogładził mnie po policzku a ja wtuliłam się jego mocne ramiona, żeby choć przez chwilę czuć się bezpieczna.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz… - wyszeptał mi do ucha a ja odpłynęłam.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 62



Zemsta jest słodka

Otworzyłam oczy. Jestem w ciemnym pomieszczeniu, siedzę na ziemi oparta o ścianę. Budynek jest mały, nie ma okien, świeci tutaj tylko jedna mała żarówka, która praktycznie nic nie daje. Potrząsam głową próbując przypomnieć sobie co się stało. Obudziłam się w środku nocy, kobieta, chusteczka, pomarańczowa substancja. Powoli do celu.
Otwieram oczy szerzej widzę, że na drugim końcu pokoju siedzi ta kobieta. Z wrednym uśmiechem, z gniewem w oczach.
-Już myślałam, że się nie obudzisz… - powiedziała.
Nie odezwałam się. Poderwałam się, próbując wstać. Na darmo. Ból rozsadzał moją głowę. Chwyciłam się za nią przerażona, ale ból ustawał, powoli ustawał. Dziewczyna wstała, powoli do mnie podeszła. Złapała mnie za brodę, zmuszając mnie, żebym na nią popatrzyła. Podniosłam wzrok. Zielone oczy z ciemną obwódką, orli nos, łagodne rysy twarzy, piękne kasztanowe włosy.
-Kim jesteś? – powiedziałam wyrywając się.
-Moje imię i nazwisko nic ci nie powie. Ale… - przerwała.
-Ale co!?
-Mam powody, żeby cię tu więzić.
-Możesz jaśniej?
-Nóż w sercu… Alex – powiedziała z zimną krwią.
-Sam na to zasłużył. – próbowałam się bronić.
-Straciłam najbliższą mi osobę! Czułaś to kiedyś!?
-Zabił mi siostrę! Z zimną krwią! Oszukał mnie!
Kobietę zamurowało, stała z opuszczonymi rękami, wpatrując się we mnie.
-Nie zmienię zdania co do ciebie…
Powiedziała i z sakwy wyciągnęła broń. Mały rewolwer, może zakończyć wszystko.
-Chcesz mieć życie jak on?! Być mordercą, mieć ludzi na swoim sumieniu do ostatniego bicia serca?
Cisza.
-Nie jestem sama, mam przyjaciół, jeśli mnie zabijesz, podzielisz mój los. Ja ci nie grożę, mogę zapomnieć. Rozumiem co czujesz, przeszłam przez to samo co ty. Było mi ciężko, ale teraz jest w porządku. Poradzisz sobie, jeśli zmienisz decyzję i po prostu mnie wypuścisz i pozwolisz odejść.
-Nie mam nic do stracenia. Jestem bez wartości. Zabiję ciebie potem siebie.
Podniosła rękę celując we mnie z pistoletu. Podniosłam się i chwyciłam za lufę. Ostatnia szansa.
-Jak ci na imię? – zapytałam uspokajając bicie serca.
-Victoria. – opowiedziała opuszczając rękę.
-Victoria pomogę ci zacząć od początku, masz ostatnią szansę. Daj sobie pomóc.
Rzuciła pistolet na ziemię i wybiegła z pokoju. Stałam przez chwilę oszołomiona, bo mówiąc szczerze byłam pewna, że naciśnie na spust z wielką przyjemnością, ale tego nie zrobiła. Mogę spokojnie wracać do domu.
Przez drzwi znowu wbiegła Victoria, ciągnąc za sobą jakiegoś mężczyznę. Wskazała na mnie palcem i zwróciła się do niego:
-Zabij ją, pomścij Alexa, ja mam za słabe nerwy… - powiedziała i wybiegła zatrzaskując za sobą drzwi.
Ciężko przełknęłam ślinę i zrobiłam krok do tyłu opierając się o ścianę. Mężczyzna wysoki, napakowany, zrobił kilka kroków i podniósł pistolet. Przypatrywał mi się chwile, po czym wyciągnął rękę, celując we mnie.
-Jakieś ostatnie słowa? – zapytał.
-Będziesz tego żałował…
Strzał.

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 61



Chusteczka

Rozmawialiśmy z Ianem jeszcze chwile, potem wrócił do oddziału miał jakieś zadanie do wykonania. Wstałam z łóżka i podreptałam do kuchni. Theo siedział przy stole wcinając kanapkę i czytając gazetę.
-Fajny ten Ian co? – powiedział nie odrywając wzroku od czasopisma.
Nie odpowiedziałam.
Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam szynkę. Theo wstał od stołu i zamknął mi przed nosem drzwiczki. Popatrzyłam na niego zbulwersowana.
-O co ci chodzi? – zapytałam, odkładając pudełko z mięsem na stół.
- Wiesz co… - zaczął. – Przeżyliśmy wiele chwil, dobrych, złych, nie ważne. Przeżyliśmy je razem, gdy wszystko było nie tak, my nadal byliśmy razem i darzyliśmy się uczuciem. Zakochałem się w tobie na dobre, ale mam wrażenie, że bez wzajemności Jane.
Nie chciałam dalej tego słuchać. Już miał otwierać usta, żeby mówić dalej ale przerwałam mu pocałunkiem. Namiętnym pocałunkiem. Wcale nie zrobiłam tego, żeby dał mi spokój. Sama też upewniłam się w moich uczuciach, kocham jego i tylko jego. Nic nie jest w stanie nas rozłączyć, nawet my sami.
-Nadal masz wątpliwości? – zapytałam, uśmiechając się do niego.
-Teraz już nie – odwzajemnił uśmiech.
Podskoczyłam i moje nogi objęły go w pasie. Podrzucił mnie i przywarł do ściany, całowaliśmy się.
Siedzieliśmy wtuleni na kanapie, wschodziło słońce.
-Mam dużo pracy… - zaczęłam. – Może pojedziesz ze mną, bo będę musiała zostać na noc w obozie.
-Prezydent mnie dzisiaj potrzebuje. – odparł. – Uważaj na siebie. Proszę. – powiedział, całując mnie w czoło.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam mundur i wyszłam z domu. Coś czuję, że będzie dzisiaj ostro grzało. Jest środek lata, bezchmurne niebo, upał murowany. Wsiadłam na motor i popędziłam w stronę obozu. Brama była otwarta, wjechałam do środka, zaparkowałam motor i poszłam na jadalnie. Wiem, że pod moją nieobecność, oddziałem zajmował się James, więc nic nie zostało zaniedbane. Miałam racje, wszyscy są na śniadaniu, również Ian. Usiałam obok niego, trącając go ramieniem, jak kumpla. Ian się zaśmiał i lekko mi oddał.
-Dziękuje za opiekę. – powiedziałam.
-To mój obowiązek generale. – odparł grzebiąc widelcem w talerzu.

Minął cały dzień ćwiczeń, siłownia, biegi, strzelnica, odpoczynek. Oprócz wydawania rozkazów praktycznie nic nie robiłam, we wszystkim wyręczał mnie James. Stałam tylko i pokazywałam palcem. Zapadł zmrok, dostałam namiot niedaleko budynku dowództwa. Przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Zarwałam ostatnią noc, więc zasnęłam bez problemu.
W środku nocy obudziły mnie rozmowy i kroki, ciężkie, ociężałe kroki. Gdy otworzyłam oczy miałam nad sobą kobietę, w ręku trzymała chusteczkę, patrzyła na mnie, z szyderczym uśmiechem.
-Dobranoc Generale… - zaśmiała się.
Nie zdążyłam się bronić, chusteczka którą trzymała była przy moich ustach. Była na niej pomarańczowa substancja, gdy tylko dała mi ją pod twarz, zakręciło mi się w głowie i zapadłam w głęboki sen.

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 60



Mimo wszystko
Siedzieliśmy wtuleni a wokół nas było pełno ludzi. W końcu się odsunęłam i wstałam, już nie czułam bólu w płucach, jednak bolała mnie głowa. Ian stał oparty o filar, miał skrzyżowane ręce i to swoje tajemnicze spojrzenie. Otrzepałam spodnie i chciałam podejść i podziękować Ianowi ale coś mnie uprzedziło.
-Słaby początek generale. – krzyknął chłopak który od początku jest dla mnie nie miły.
Widzę po minie Iana, że jest bardzo zdenerwowany, w końcu spuścił wzrok i uśmiechnął się pod nosem. Akcja była szybka ledwo zdążyłam zamrugać jak Ian był już obok tamtego chłopaka. Stali blisko patrzyli sobie w oczy, w pewnym momencie wziął zamach i uderzył go z zamkniętej pięści. Leżał i trzymał się za policzek.
-Tak kończy ktoś kto obraża generała. – powiedział.
-Uspokój się, zakochałeś się, że tak stajesz w jej obronie?! To mięczak!
Ian zacisnął zęby i wymierzył cios, trafił w podbródek, chłopak stracił przytomność.
-Przepraszam Jane, poniosło mnie. – zwrócił się do mnie i wyszedł. Byłam oparta o Theo, wzrokiem dałam mu znak, że chcę już stąd iść.
-Kazałem podstawić auto,  zabieram cię do domu. – powiedział Theo.
Wyszliśmy z jadalni, faktycznie czekało na nas auto, usiadłam na fotelu i samochód ruszył.
-Powiedz mi co tam się właściwie stało? – zapytał Theo, splatając nasze dłonie.
-Sama nie wiem. Stałam pod ścianą czekając, aż zjedzą. Przypomniała mi się Ellie i mama. Każda myśl ciągnie za sobą drugą i tak znów miałam przed oczami nóż wbity w serce Alexa. Poczułam okropny ból w płucach i upadłam na ziemię.
Przyciągnął mnie do siebie i objął, opiekuńczo, czule. Położyłam głowę na jego piersi.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – wyszeptał.
-Kocham cię…
Pocałował mnie w dolną wargę i tak wtuleni w siebie dojechaliśmy do domu. Od razu rzuciłam się na łóżko, nie miałam siły na prysznic. Zasnęłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi to Theo.
-Obudziłem cię? – zapytał uśmiechając się do mnie.
-Tak. – powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
-Masz gościa. – powiedział i się odsunął.
Do pokoju wszedł Ian, z poważną miną, ale mimo wszystko jego kącik ust na chwile powędrował do góry.
-Jak mnie znalazłeś? – zapytałam.
-Jechałem za wami. – odparł, pokazując w uśmiechu białe zęby.
Wpatrywaliśmy w siebie,  chciałam napatrzeć się w te jego piękne oczy.
-Masz jakąś sprawę? Czy przyszedłeś tak sobie posiedzieć? – zapytałam wykrzywiając usta w uśmiech.
-Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. Kilka lat temu związałem się z dziewczyną, była do ciebie bardzo podobna, kochałem ją jak głupi. Robiłem dla niej wszystko. Wiesz, że to dla niej przystąpiłem do wojska? Kilka miesięcy po tym jak wyznałem jej miłość, ona odeszła. Obudziłem się a jej nie było. Na początku byłem przerażony, ale potem zrozumiałem. Wykorzystała mnie. Mimo tego co mi zrobiła ja mimo wszystko nadal ją kocham i szukam.
Milczeliśmy przez chwilę.
-Jesteś moją nadzieją. Chcę o niej zapomnieć rozumiesz?! Musisz mi pomóc Jane.