Byłam jeszcze przez chwilę w ramionach Iana, ale doskonale
wiedziałam że będę musiała wyrwać się z tych silnych ramion i pobiec za Theo.
Wyrwałam się z uścisku, on nie odezwał się ani słowem a ja pobiegłam
najszybciej jak potrafiłam za Theo. Mimo że biegłam bardzo szybko dotarcie do
miejsca gdzie on był trochę mi zajęło. Siedział pod drzewem, twarz miał ukrytą
w dłoniach. Do moich uszu dotarł cichy szloch. Stanęłam przed nim jak słup,
pierwszy raz widziałam go w takim stanie, bardzo było mi go szkoda jednak nie
wiedziałam skąd to poczucie winy. Zabicie mordercy w takich okolicznościach
było konieczne. Stałam tylko i czekałam na jego reakcję...
Podniósł głowę spojarzał na mnie, z
grymasem się do mnie uśmiechnął, oczy miał zalane łzami.
-Jane... - wyszeptał.
Stałam nadal nie byłam w stanie wydusić z
siebie choćby jednego słowa... serce krajało mi się na widok jego łzów.
Wstał, otrzepał spodnie podszedł do mnie,
choć między nami nadal był dość spory odstęp. -Tak bardzo chciałbym teraz cię przytulić, pocałować, znów poczuć
zapach twoich włosów, twój zapach Jane. Ale nie mogę...
-Dlaczego nie możesz!? - krzyknęłam z
oburzeniem.
Lekko się zaśmiał, otarł rękawem łzy.
Cofnął się kilka kroków i tylko wyszeptał:
-Kocham cię...
Nie zdąrzyłam nic powiedzieć jak widziałam
broń przy jego skroni. Ułamek sekundy jak padł strzał a on leżał zakrwawiony u
moich stóp.